Niestety, to prawda... |
Doskonale zdaję sobie
sprawę, że ten durnowaty scenariusz, w który wszyscy jesteśmy
uwikłani, z wątpliwym happy endem polegającym na tym, że po
śmierci idziemy do nieba (albo jeszcze bardziej dyskusyjnym finałem:
że idziemy do czyśćca lub piekła), jest pozbawiony sensu i lepiej
o tym za wiele nie rozmyślać.
Poza tą kwestią niczym
się nie przejmuję. Z niepokojem zauważyłem, że nikt i nic nie
jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, a nawet zdenerwować.
Nie zawsze tak było. Punktem zwrotnym okazał się mój czwarty
Maraton Warszawski we wrześniu 2012 roku. Tydzień przed startem
złapałem kontuzję kolana, ale miałem już opłaconą podróż do
Warszawy, hotel na weekend i startowe. Nie chciałem, by ta kasa
przepadła, więc przebiegłem na środkach przeciwbólowych.
Właściwie przetruchtałem, bo o zbliżeniu się do życiówki 3:56
z 2010 roku nawet nie było mowy. Na takich biegaczy zwykło się
mówić „udziałowcy”, bo liczy się dla nich udział, a nie
wynik. Na trasie biegu faszerowałem się kolejnymi ibupromami i na
metę na Stadionie Narodowym wpadłem w stanie baśniowym. Drogę do
hotelu pamiętam już tak średnio. Znieczulony tabletkami zapadłem
w wielogodzinny sen i po przebudzeniu moje życie zupełnie się
odmieniło.
Nagle przestała mnie
wkurzać polska polityka i już kompletnie się nią nie interesuję.
Udzielę Wam – jak Warren, przyjaciel rodziny Owensów – dobrej
rady: nie
wdawajcie się w te głupkowate spory, ponieważ dyskusja na tematy polityczne w Polsce jest bezcelowa! Nie traćcie na to czasu! Zamiast tego lepiej pobiegajcie albo posłuchajcie muzyki czy co tam
lubicie robić. Nie wkurza mnie już sąsiad wygłaszający w windzie
miniwykłady o Adolfie Hitlerze, bo wiem, że jest schorowany, a
podróż z szóstego na parter trwa zaledwie kilkanaście sekund.
Nie denerwują mnie wyprzedzające się na autostradzie tiry, a także
ograniczeni umysłowo kierowcy zatrzymujący się przed rondem,
którzy rozglądają się w lewo i w prawo. Uznałem, że to jest zabawne.
Nie zirytował mnie nawet trener Nawałka, który w ostatnim meczu z
Niemcami przetestował nowinkę taktyczną o roboczej nazwie „gra
bez obrońców”.
Umiłowani! Wrzućcie na
luz, spotykajcie się z przyjaciółmi, wydurniajcie się, oglądajcie
dobre filmy, czytajcie tylko najlepsze książki, pijcie wino i
whisky, podróżujcie, okazujcie prawdziwe uczucia. Drwijcie z
wrogów, a jeśli wierzycie w Boga, to pozostańcie z nim w zgodzie.
Jeśli lubicie, to uprawiajcie sport, nie myślcie zanadto o
przyszłości, nie naprawiajcie świata i pozostańcie sobą.
Dobrze Wam radzę! Tego
wszystkiego w niebie może zabraknąć: kawy, chivas regala (w piekle
będzie trudno o lód), filmów Woody'ego Allena, butów biegowych,
Wi-Fi, zapachu książki, niektórych przyjaciół, Ligi Mistrzów,
ulubionych felietonistów, samochodów. Korzystajcie teraz! „Drugi
raz nie zaproszą nas wcale”.
Sama prawda, niestety wielu ludzi ani do połowy tych wniosków nie dojdzie w ciągu całego swojego życia. Ale tak jak mówisz świata nie warto naprawiac lecz żyć swoim życiem i doceniać to co się ma ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Monika
Ludzie bezmyślnie przepuszczają życie przez palce: nieustannie dyskutują na wszystkie możliwe tematy związane z polityką. Zapewne są przekonani, że jak zabiorą głos w każdej sprawie i przy okazji pokłócą się ze znajomymi, to przydadzą sobie powagi. Życie chyba nie polega na naprawianiu świata i śledzeniu tej infotainmentowej papki. Jak sobie pomyślę, ile czasu zmarnowałem na śledzenie tych idiotycznych i jałowych sporów, to robi mi się słabo. Nie dajmy się wrobić w cały ten śmietnik, tylko żyjmy własnym życiem! Realizujmy swoje pasje i nie wkurzajmy się na wszystko dookoła, bo kiedy będziemy umierać - a umrzemy na pewno - to możemy mieć do siebie pretensje, że nie żyliśmy prawdziwym życiem, tylko realizowaliśmy oczekiwania innych, że skrywaliśmy własne emocje i szliśmy na ciągłe kompromisy, że udawaliśmy kogoś, kim nie jesteśmy, że nie byliśmy szczerzy ze sobą i z innymi, że zaniedbaliśmy znajomości i przyjaźnie, bo daliśmy się przerobić na konsumentów i pożeraczy badziewia, więc zapieprzamy na jeszcze lepszy samochód, jeszcze lepszy telefon i stertę gadżetów, które po chwili rzucamy w kąt. Naprawdę warto? Pamiętajcie: drugi raz nie zaproszą nas wcale, więc żyjmy tak, jak chcemy, a nie wedle oczekiwań innych. Amen.
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą Artur Andrus w Akademii Rozrywki puścił piosenkę Piotra Fronczewskiego:
OdpowiedzUsuńNie spinaj się tak
Nie dmuchaj się tak
Bo porwie Cię wiatr
Dopadnie Cię strach
Co jesteś dziś wart
Wie Pan Bóg i czart
Że żyjesz, to fart
A życie to żart
Ten żart chwilkę trwa
Momencik, po kres
Uśmiechów sto dwa
I litr słonych łez
Jest miłość i ból
I rozpacz, i śmiech
To żebrak, to król
To cnota, to grzech
Nie spinaj się tak
Nie dmuchaj się tak
Bo porwie Cię wiatr
Co dmucha przy drzwiach
Dostaniesz i tak
Co przyzna Ci los
Zakwitniesz jak mak
I zwiędniesz od trosk
Huśtawką jest to
Co życiem się zwie
Do góry i w dół
Na wierzchu, na dnie
I tylko z tym tchem
Że mało kto wie
Dlaczego wciąż nam
Tak bujać się chce
To w górę, to w dół
To uśmiech, to łza
Nie spinaj się tak
Nie dmuchaj się tak
Pokochaj bez słów
W bezsensie tym sens
Mój świecie, bądź zdrów
To fajne, żeś jest