poniedziałek, 21 września 2015

Drugi raz nie zaproszą nas wcale

Niestety, to prawda...
Doskonale zdaję sobie sprawę, że ten durnowaty scenariusz, w który wszyscy jesteśmy uwikłani, z wątpliwym happy endem polegającym na tym, że po śmierci idziemy do nieba (albo jeszcze bardziej dyskusyjnym finałem: że idziemy do czyśćca lub piekła), jest pozbawiony sensu i lepiej o tym za wiele nie rozmyślać.

Poza tą kwestią niczym się nie przejmuję. Z niepokojem zauważyłem, że nikt i nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, a nawet zdenerwować. Nie zawsze tak było. Punktem zwrotnym okazał się mój czwarty Maraton Warszawski we wrześniu 2012 roku. Tydzień przed startem złapałem kontuzję kolana, ale miałem już opłaconą podróż do Warszawy, hotel na weekend i startowe. Nie chciałem, by ta kasa przepadła, więc przebiegłem na środkach przeciwbólowych. Właściwie przetruchtałem, bo o zbliżeniu się do życiówki 3:56 z 2010 roku nawet nie było mowy. Na takich biegaczy zwykło się mówić „udziałowcy”, bo liczy się dla nich udział, a nie wynik. Na trasie biegu faszerowałem się kolejnymi ibupromami i na metę na Stadionie Narodowym wpadłem w stanie baśniowym. Drogę do hotelu pamiętam już tak średnio. Znieczulony tabletkami zapadłem w wielogodzinny sen i po przebudzeniu moje życie zupełnie się odmieniło.

Nagle przestała mnie wkurzać polska polityka i już kompletnie się nią nie interesuję. Udzielę Wam – jak Warren, przyjaciel rodziny Owensów – dobrej rady: nie wdawajcie się w te głupkowate spory, ponieważ dyskusja na tematy polityczne w Polsce jest bezcelowa! Nie traćcie na to czasu! Zamiast tego lepiej pobiegajcie albo posłuchajcie muzyki czy co tam lubicie robić. Nie wkurza mnie już sąsiad wygłaszający w windzie miniwykłady o Adolfie Hitlerze, bo wiem, że jest schorowany, a podróż z szóstego na parter trwa zaledwie kilkanaście sekund. Nie denerwują mnie wyprzedzające się na autostradzie tiry, a także ograniczeni umysłowo kierowcy zatrzymujący się przed rondem, którzy rozglądają się w lewo i w prawo. Uznałem, że to jest zabawne. Nie zirytował mnie nawet trener Nawałka, który w ostatnim meczu z Niemcami przetestował nowinkę taktyczną o roboczej nazwie „gra bez obrońców”.

Umiłowani! Wrzućcie na luz, spotykajcie się z przyjaciółmi, wydurniajcie się, oglądajcie dobre filmy, czytajcie tylko najlepsze książki, pijcie wino i whisky, podróżujcie, okazujcie prawdziwe uczucia. Drwijcie z wrogów, a jeśli wierzycie w Boga, to pozostańcie z nim w zgodzie. Jeśli lubicie, to uprawiajcie sport, nie myślcie zanadto o przyszłości, nie naprawiajcie świata i pozostańcie sobą.

Dobrze Wam radzę! Tego wszystkiego w niebie może zabraknąć: kawy, chivas regala (w piekle będzie trudno o lód), filmów Woody'ego Allena, butów biegowych, Wi-Fi, zapachu książki, niektórych przyjaciół, Ligi Mistrzów, ulubionych felietonistów, samochodów. Korzystajcie teraz! „Drugi raz nie zaproszą nas wcale”.

3 komentarze:

  1. Sama prawda, niestety wielu ludzi ani do połowy tych wniosków nie dojdzie w ciągu całego swojego życia. Ale tak jak mówisz świata nie warto naprawiac lecz żyć swoim życiem i doceniać to co się ma ;)

    Pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie bezmyślnie przepuszczają życie przez palce: nieustannie dyskutują na wszystkie możliwe tematy związane z polityką. Zapewne są przekonani, że jak zabiorą głos w każdej sprawie i przy okazji pokłócą się ze znajomymi, to przydadzą sobie powagi. Życie chyba nie polega na naprawianiu świata i śledzeniu tej infotainmentowej papki. Jak sobie pomyślę, ile czasu zmarnowałem na śledzenie tych idiotycznych i jałowych sporów, to robi mi się słabo. Nie dajmy się wrobić w cały ten śmietnik, tylko żyjmy własnym życiem! Realizujmy swoje pasje i nie wkurzajmy się na wszystko dookoła, bo kiedy będziemy umierać - a umrzemy na pewno - to możemy mieć do siebie pretensje, że nie żyliśmy prawdziwym życiem, tylko realizowaliśmy oczekiwania innych, że skrywaliśmy własne emocje i szliśmy na ciągłe kompromisy, że udawaliśmy kogoś, kim nie jesteśmy, że nie byliśmy szczerzy ze sobą i z innymi, że zaniedbaliśmy znajomości i przyjaźnie, bo daliśmy się przerobić na konsumentów i pożeraczy badziewia, więc zapieprzamy na jeszcze lepszy samochód, jeszcze lepszy telefon i stertę gadżetów, które po chwili rzucamy w kąt. Naprawdę warto? Pamiętajcie: drugi raz nie zaproszą nas wcale, więc żyjmy tak, jak chcemy, a nie wedle oczekiwań innych. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed chwilą Artur Andrus w Akademii Rozrywki puścił piosenkę Piotra Fronczewskiego:

    Nie spinaj się tak
    Nie dmuchaj się tak
    Bo porwie Cię wiatr
    Dopadnie Cię strach

    Co jesteś dziś wart
    Wie Pan Bóg i czart
    Że żyjesz, to fart
    A życie to żart

    Ten żart chwilkę trwa
    Momencik, po kres
    Uśmiechów sto dwa
    I litr słonych łez

    Jest miłość i ból
    I rozpacz, i śmiech
    To żebrak, to król
    To cnota, to grzech

    Nie spinaj się tak
    Nie dmuchaj się tak
    Bo porwie Cię wiatr
    Co dmucha przy drzwiach

    Dostaniesz i tak
    Co przyzna Ci los
    Zakwitniesz jak mak
    I zwiędniesz od trosk

    Huśtawką jest to
    Co życiem się zwie
    Do góry i w dół
    Na wierzchu, na dnie

    I tylko z tym tchem
    Że mało kto wie
    Dlaczego wciąż nam
    Tak bujać się chce

    To w górę, to w dół
    To uśmiech, to łza
    Nie spinaj się tak
    Nie dmuchaj się tak

    Pokochaj bez słów
    W bezsensie tym sens
    Mój świecie, bądź zdrów
    To fajne, żeś jest

    OdpowiedzUsuń