Forrest Gump przebiegł hrabstwo Greenbow, stan Alabama, a następnie całe Stany Zjednoczone od Atlantyku po Pacyfik |
Nigdy nie miałem problemów z utrzymaniem prawidłowej wagi, bo zawsze uprawiałem sport. Tak się złożyło, że od 2004 roku coraz mniej uwagi poświęcałem wysiłkowi fizycznemu, a coraz więcej regularnym wizytom w przybytku u nazwie Nazar Kebab. Wiedziałem, że przez ostatnie trzy lata bardzo przytyłem, bo mam w domu lustro, ale tej zmiany z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, a nawet z miesiąca na miesiąc nie widać. Kiedy po niedzielnym obiedzie u mamy tak z ciekawości stanąłem na wadze, oczom moim ukazał się wynik, którego nie chcę pamiętać: 98,5 kg. Gdybym po deserze, który stanął mi w gardle, udał się do moich tureckich przyjaciół i dopchał się kebabem, uzyskałbym równe 100 kg. Wieczorem przejrzałem zdjęcia z ostatnich rodzinnych wypadów i z przykrością stwierdziłem: no faktycznie, wieloryb... Zastanawiałem się, czemu przypisać ten dobrobyt, który objawił się przyrostem tkanki tłuszczowej. Zapewne wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej i rządom PiS-LPR-Samoobrona, na pewno nie koalicji PO-PSL, bo od jesieni 2007 roku zacząłem gwałtownie chudnąć.
Wróćmy do spotkania z panią Bogusławą na ulicy Słowackiego, którą lubię spacerować do centrum, ponieważ często spotykam na niej Reagana. Reagan to buldog (taki sam jak w serialu "Gliniarz i prokurator"), którego pani często zwraca się do niego słowami: "Reagan! Ty obszczymurze! Do nogi!". Ciekawe, czy za tekst "Duda! Ty obszczymurze! Do nogi!" można zarobić mandat. Muszę to kiedyś sprawdzić. Pani Bogusława na mój widok rzekła: "Daniel?! Ale ty... (synapsy pani Bogusi rozpoczęły intensywną pracę w poszukiwaniu słowa, które odpowiadałoby prawdzie i zarazem nie
sprawiło mi przykrości) ...zmężniałeś". Trzeba przyznać, że jak na matematyczkę wybrnęła z tej niezręcznej dla nas obojga sytuacji całkiem przytomnie.
W domu ponownie spojrzałem w lustro, jeszcze raz przejrzałem zdjęcia z ostatnich miesięcy i postanowiłem wrócić do swojej ukochanej piłki nożnej. Co czwartek po pracy grałem ze znajomymi i grupą rybnickich samorządowców na treningowym boisku ROW-u Rybnik. W roli VIP-a od czasu do czasu pojawiał się trzy razy ode mnie grubszy poseł Grzegorz Janik, który występował w czerwonym dresie z napisem "Sejm RP". Widok rozpędzonej czerwonej kuli usiłującej wyhamować przed linią końcową boiska już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Przymrużcie oczy i wyobraźcie sobie czerwonego boeinga 747 tuż po wylądowaniu. Tak to mniej więcej wyglądało...
Jacek Hugo-Bader jest ode mnie 20 lat starszy i 30 minut szybszy |
To oczywiście zajęcie amatorskie, ale dające mnóstwo frajdy. Start w biegu z udziałem 10 tysięcy uczestników i z dopingującymi wzdłuż całej trasy warszawiakami oraz zespołami muzycznymi od ostrego grunge'u przez reggae, chór akademicki i black metal z metą na Stadionie Narodowym to jest odjazd porównywalny z... no wiecie, z czym (mogą to czytać nieletni). Nie dziwcie się euforii wycieńczonych maratończyków, bo to jest naturalna reakcja organizmu: podczas takiego wysiłku połączonego z niezwykłą oprawą imprezy w mózgu długodystansowca wydzielają się endorfiny. Czysta fizjologia, oni nie są naćpani.
Do maratonu należy się odpowiednio przygotować. Można realizować profesjonalne plany treningowe albo zastosować metodę "na Forresta Gumpa". Pamiętacie ten monolog?
Tego dnia, tak bez przyczyny, postanowiłem trochę pobiegać. Pobiegłem do końca drogi, a kiedy tam dotarłem, pomyślałem, że pobiegnę na koniec miasta. A kiedy tam dotarłem, pomyślałem sobie, że przebiegnę przez hrabstwo Greenbow. A skoro dotarłem aż tak daleko, dlaczego miałbym nie przebiec przez cały stan Alabama? Tak właśnie zrobiłem. Przebiegłem przez Alabamę. Bez żadnego powodu. Po prostu biegłem dalej. Dobiegłem do oceanu. Pomyślałem, że skoro przebiegłem taki szmat drogi, to równie dobrze mógłbym zawrócić i biec dalej. Kiedy dotarłem do drugiego oceanu, pomyślałem, że skoro jestem aż tutaj, to mógłbym równie dobrze zawrócić i biec z powrotem. Kiedy się zmęczyłem, szedłem spać. Kiedy zgłodniałem, jadłem. Kiedy musiałem pójść do... no wie pani... to szedłem.
Pewnego sobotniego popołudnia, jesienną porą wybrałem się na przebieżkę. Oto moja relacja:
Tego dnia, tak bez przyczyny, postanowiłem trochę pobiegać po Raciborzu. Wyruszyłem z Katowickiej i pobiegłem do rynku, a kiedy tam dotarłem, pomyślałem, że opuszczę diecezję opolską i pobiegnę do Brzezia w diecezji katowickiej. A kiedy tam dotarłem, pomyślałem sobie, że przebiegnę przez powiat wodzisławski. Tak znalazłem się w Rydułtowach. A skoro dotarłem aż tak daleko, dlaczego miałbym nie dobiec do powiatu rybnickiego? Tak właśnie zrobiłem. Przebiegłem przez Niewiadom. Bez żadnego powodu. Po prostu biegłem dalej. Dobiegłem do ronda Liévin. Pomyślałem, że skoro przebiegłem taki szmat drogi, to równie dobrze mógłbym pobiec do ronda Gliwickiego. Kiedy tam dotarłem, pomyślałem, że skoro jestem aż tutaj, to mógłbym odwiedzić znajomych Wacława i Martynę. Tak uczyniłem. Wypiłem u nich cztery herbaty, zeżarłem wszystkie słodycze i postanowiłem pobiec do Raciborza, bo zrobiło się późno. Wyruszyłem w drogę powrotną, ale na myśl o kolejnych 30 km poczułem dziwne mrowienie w łydkach i udałem się na dworzec kolejowy. Do Raciborza wróciłem pociągiem. W pociągu, kiedy musiałem pójść do... no wiecie... to szedłem.
Kiedy uznałem, że mój wynik z trójką z przodu jest zupełnie przyzwoity, w jednaj z książek Jacka Hugo-Badera przeczytałem, że podczas wyprawy do byłych republik Związku Radzieckiego wziął udział w miejscowym maratonie, ale potraktował go tak treningowo, wręcz rekreacyjnie, i przybiegł w 3:30. Miałem ochotę wyrzucić wszystkie jego książki, ale powstrzymałem złe emocje. Hugo-Bader jest prawie 20 lat starszy ode mnie i rekreacyjnie biega w tempie, które jest szczytem moich możliwości, pod warunkiem że porzucę metodę "na Forresta Gumpa" i zacznę profesjonalny cykl przygotowań.
Rówieśnik Hugo-Badera (a mój znajomy – myślę, że mogę zdradzić jego imię i nazwisko) Jan Nowak też biega poniżej 3:30. W 2011 roku błądziłem po Żoliborzu w poszukiwaniu biura zawodów. Niedaleko cytadeli zaczepiłem 60-latka, uczestnika maratonu, którego poznałem po pakiecie startowym z logo imprezy. Zapytałem o Centrum Olimpijskie przy Wybrzeżu Gdyńskim. Wywiązała się rozmowa, okazało się, że jest z Katowic. Zapytał, czy biegnie ktoś z Raciborza. Mówię mu, że widziałem na liście startowej takiego Janka, ale nazwisko pewnie nic mu nie powie. – Jasiu Nowak też biegnie?! Biegłem z nim w Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu i Dębnie! Muszę go jutro znaleźć przed startem, machniemy sobie tak bez spinki 3:30, może 3:25. A ty biegniesz na życiówkę czy rekreacyjnie? – No, ja też tak rekreacyjnie... 4:20, może 4:15. Bez spinki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz