wtorek, 4 sierpnia 2015

O wyższości Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty nad straganowym paździerzem

Irena Jarocka na scenie to niespotykane połączenie
wdzięku, urody, profesjonalizmu, znakomitego tekstu,
genialnej aranżacji i brawurowej interpretacji
Parę dni temu dopadła mnie i moich współpracowników głupawka polegająca na tym, że ni z tego, ni z owego zaczęliśmy śpiewać piosenki uchodzące za hity estradowe PRL-u. Ale z własnym tekstem, wymyślanym tak na poczekaniu. Z wersu na wers improwizowaliśmy i wymyślaliśmy kolejne zwrotki. Zupełnie na trzeźwo, bo przecież byliśmy w pracy. Z koleżanką postanowiliśmy przerobić w ten sposób cały utwór "Z tobą chcę oglądać świat" Wodeckiego i Sośnickiej i jeszcze parę innych piosenek, ale w domu, na spokojnie, ponieważ chcieliśmy uniknąć skierowania przez pracodawcę na konsultacje psychiatryczne i zgodnie uznaliśmy, że dyscyplinarka z wpisem do akt "Zwolniony za śpiewanie evergreenów" oznaczałaby znikome szanse na ponowne zatrudnienie.

Przypomniałem sobie kilkanaście przebojów z lat dziecięcych i dokonałem odkrycia, że tzw. piosenka estradowa minionej epoki miała się zupełnie nieźle. Zaznaczam, że tego rodzaju twórczość to antypody moich muzycznych zainteresowań, ale trzeba przyznać, że oprócz wątpliwych muzycznie i tekstowo dzieł pojawiły się wtedy również liczne piosenki wytrzymujące próbę czasu – ze znakomitymi tekstami, niebanalną aranżacją i świetnym wykonaniem. Zdarzały się również dzieła wybitne, jeśli można tak powiedzieć o produktach kultury masowej. Możliwe, że to, co teraz piszę, brzmi jak narzekanie dziada, który przekonuje, że "przed wojną jabłka były smaczniejsze", ale zastanówcie się sami, co tzw. współczesna estrada ma do zaproponowania. Zblazowaną Edytę Górniak? Zmanierowanego Piasecznego? Feela? Nie wydurniajmy się...

Agnieszka Osiecka – poetka, pisarka, dziennikarka
i autorka ponad dwóch tysięcy tekstów piosenek
Naprawdę chcecie ich porównywać ze Sławą Przybylską i Zbigniewem Wodeckim? Serio uważacie, że "Wymyśliłam cię" Ireny Jarockiej czy "Tyle słońca w całym mieście" Anny Jantar oraz setki piosenek autorstwa Agnieszki Osieckiej, Jerzego Dąbrowskiego, Jacka Cygana, Jonasza Kofty, Wojciecha Młynarskiego, Jana Zalewskiego, Jeremiego Przybory i Janusza Kondratowicza ustępują jakiemuś tworowi pt. Donatan & Cleo, święcącemu jeszcze nie tak dawno triumfy Ich Troje czy przeżywającemu niepojęty dla mnie renesans paździerzowemu disco polo? Czy straganowe badziewie nieodwołalnie wygrywa z Grażyną Łobaszewską i Andrzejem Zauchą?

Zastanówcie się sami, bo ja się zastanowiłem i jakoś przeszła mi ochota na pastisze i parodie przebojów z lat 60., 70. i 80. Wystarczy, że współczesna estrada to jeden wielki pastisz, groteska i obciach w jednym. Mam nadzieję, że wyrażam się dość jasno, a wy czytacie ten tekst ze zrozumieniem. Piosenkę festiwalową zgrabnie omijam szerokim łukiem, nie zasłuchuję się na co dzień w utworach Ireny Santor i Anny Jantar (choć twierdzę, że zawdzięczamy im wiele ciekawych interpretacji), tylko próbuję zestawić dawne hity przemysłu rozrywkowego z tym czymś, co dzisiaj kształtuje gust masowego odbiorcy i znajduje uznanie w oczach i uszach publiczności Eurowizji czy innego Lata Zet i Dwójki czy jak to tam się nazywa. Teraz możecie śmiało mi nawtykać, jakim to jestem zramolałym dziadem i nie znam się na nowych tryndach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz