poniedziałek, 20 lipca 2015

Życie jest jak pudełko czekoladek: nigdy nie wiesz, kiedy zaproszą cię na wesele

Forrest Gump kilka razy zatańczył z Jenny, ale jak mu poszło na weselu
porucznika Dana Taylora, reżyser postanowił nie ujawniać.
Z pewnością znacznie lepiej radził sobie, podrygując
do piosenek Elvisa Presleya w szynach korekcyjnych
Jednym z moich ulubionych zajęć jest wynajdywanie usprawiedliwień swoich osobliwych zachowań, zasad i przyzwyczajeń. Przez długie lata ukrywałem przed światem, że wycinam z gazet najciekawsze eseje i wywiady prasowe i archiwizuję je w tematycznie pogrupowanych teczkach. Trudno zaprzeczyć, że w epoce czterordzeniowych procesorów i w obliczu nadchodzącej ery grafenu jest to zachowanie dość dziwne, ale kiedy w filmie dokumentalnym o prof. Marii Janion zobaczyłem, że ona robi dokładnie to samo, natychmiast się do tego przyznałem. Ten elitarny klub liczy w Polsce najprawdopodobniej dwie osoby i przyznaję, że takie towarzystwo bardzo mi odpowiada. Chodzą słuchy, że parę innych osób również prowadzi podobne archiwum, ale ci ludzie ukrywają się gdzieś w Bieszczadach.

Rodzina i znajomi doskonale wiedzą o mojej patologicznej niechęci do robienia zakupów w sklepach odzieżowych i obuwniczych. Zaglądam tam sporadycznie, a kiedy uznam, że jakaś rzecz odpowiada mojemu – bądź co bądź dyskusyjnemu – gustowi, w pośpiechu kupuję po dwie identyczne koszule i dwie pary tych samych butów i natychmiast stamtąd uciekam. Dziwne zachowanie, o którym nie ma co rozpowiadać? Na pewno, ale kiedy w biografii Magdaleny Grzebałkowskiej o Beksińskich wyczytałem, że dokładnie tak samo zachowywał się mój ulubiony malarz Zdzisław Beksiński, postanowiłem podzielić się swoim zwyczajem z całym światem.

Rybnicki rynek, parę godzin przed koncertem Bryana Adamsa, podczas
którego redaktor Piotr Baron na pewno się gibał. Ja też się gibałem.
I moja siostrzenica Ewa też się gibała. I kilkanaście tysięcy innych ludzi.
17 września na weselu Ewy prawdopodobnie będę przymuszany do tańców.
Jeśli odpowiednio znieczulę się alkoholem wysokoprocentowym,
po 23 latach znowu będę udawał, że tańczę (Zdjęcie: Adrian Karpeta)
Niechęć do tańczenia na weselach, w których niestety czasem uczestniczę, nie jest niczym niezwykłym. Niemal wszyscy moi koledzy nie przepadają za wygibasami do wątpliwych estetycznie podkładów muzycznych, ale ja nie tańczę w ogóle. Uczyniłem wyjątek na weselu mojej siostry w 1992 roku, ale jeśli uważacie, że poruszanie się po parkiecie z gracją Forresta Gumpa, który „tańczył” z Jenny, można rzeczywiście nazwać tańcem, to proszę bardzo: tańczyłem. Uważam, że parkiet znakomicie nadaje się do gry w ping-ponga, koszykówki i piłki halowej. Na pewno nie do przestępowania z nogi na nogę, na dodatek w marynarce. Długo szukałem jakiejś znanej osoby, która podzielałaby mój pogląd w tej sprawie. Znalazłem. Piotr Baron na antenie Polskiego Radia wyraźnie powiedział, że w ogóle nie tańczy na uroczystościach weselnych, tudzież na urodzinach i imieninach, i wręcz nie rozumie, jak można dobrowolnie wykonywać podobne czynności. Oczywiście nie mówimy o niekontrolowanym podskakiwaniu na koncercie Pearl Jam, Fisha, Kultu czy gibaniu się na występach nieżyjącego już niestety Joe Cockera. Takie zachowanie było i nadal jest dla mnie jak najbardziej naturalne.

Maria Janion, Zdzisław Beksiński i Piotr Baron to moim zdaniem wyśmienite towarzystwo. Dziękuję za uwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz