Prawdopodobieństwo, że płetwonurek rozpoczynający dzień od nurkowania zginie w płomieniach, nie doczekawszy obiadu, jest niewielkie, jednak życie bywa pełne niespodzianek i zwrotów akcji |
I
Po wielkim pożarze lasu w
Stanach Zjednoczonych strażacy i leśnicy przeprowadzali rekonesans
w celu oszacowania strat i uprzątnięcia padłej zwierzyny, która
przegrała z żywiołem. Natknęli się na nadpalone zwłoki
mężczyzny w skafandrze płetwonurka z maską, fajką, płetwami i
butlą. Policja wszczęła śledztwo i ustaliła, że nieszczęśnik
podczas nurkowania w pobliskiej zatoce został z niej przypadkowo
wyłowiony przez śmigłowiec gaśniczy i zrzucony z kilkudziesięciu
metrów na płonący las. Bohater tej historii, opisanej w książce
„Nagrody Darwina”, w ostatnich chwilach życia zaspokajał swoją
ciekawość, oddając się swojej pasji. Gdyby nie tragiczny finał,
można by zażartować, że był zapalonym płetwonurkiem.
***
II
Pod koniec lat 80.
dozorczyni kamienicy, w której mieszkałem, znalazła saszetkę
wypełnioną dokumentami znanego miejscowego biznesmena oraz hajsem – nie pamiętam kwoty, ale była to równowartość nowej skody
favorit. Po krótkich wahaniach zdecydowała, że zwróci własność
przedstawicielowi prywatnej inicjatywy. Pamiętam, że rozpierała ją
ciekawość, czy w ramach rewanżu otrzyma 10 proc. znaleźnego, czy
może jej uczciwość zostanie wynagrodzona w dwójnasób. Wróciła
z dwoma... paczkami ciastek, które pan biznesmen był łaskaw jej
podarować w jednym ze swoich sklepów, w którym doszło do
dostarczenia zguby.
***
III
Luis Enrique Martínez,
bramkarz reprezentacji Kolumbii, znudzony bezbarwnym meczem z
reprezentacją Polski, który odbywał się 30 maja 2006 roku w Chorzowie,
postanowił nie rozgrywać piłki przez swoich obrońców. Był
ciekaw, co się stanie, jeśli tym razem kopnie futbolówkę tak
wysoko, jak tylko się da – dokładnie tak, jak czasem robił to za
łebka, kiedy grywał z kolegami po szkole w nogę. Jak zaplanował,
tak uczynił: piłka powędrowała hen, wysoko, odbiła się od
murawy, wpadła za kołnierz polskiego bramkarza Tomasza Kuszczaka i
zatrzepotała w siatce. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do
piekła, ale tym razem okazało się, że i do zwycięstwa z
reprezentacją Polski.
***
IV
Wiele lat temu dane mi
było współpracować z blondynką, która jest prawdopodobnie
jedyną nieubezwłasnowolnioną osobą z jednocyfrowym IQ i dyplomem
wyższej uczelni. Pewnego grudniowego popołudnia owa blondwłosa
ameba, posłyszawszy w radiu utwór Erica Claptona „Tears in
heaven”, mruknęła:
– Kurwa, zaczęło
się...
– Co się zaczęło? –
zainteresowałem się zupełnie niepotrzebnie.
– Jak to co?! Zaczynają
grać te pierdolone amerykańskie kolędy.
Zaprawdę powiadam wam:
nigdy nie wiadomo, dokąd was zaprowadzi ciekawość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz