Marek Majewski dowiódł, że atrakcyjny dla poetów „księżyc” jest jak najbardziej rymowalny |
Prowadź nas, zielona drogo
A ty, wietrze, wiej nam, wiej!
Wyśpiewamy naszą młodość
Na wesołej strunie twej!
Rym drogo/młodość wydaje się mocno naciągany, poza tym ta metafora zupełnie do mnie nie trafiła. Uważam, że młodości nie da się wyśpiewać. Młodość powinna się wyszumieć. Wyjątkiem są harcerze, którzy wyśpiewują młodość z gitarą przy ognisku. No i Poznańskie Słowiki, które łączą obydwa żywioły: wyśpiewują swoją młodość i potrafią się przy tym wyszumieć.
Zabawę w rymowanie zaczęli już starożytni Rzymianie i Grecy. Trwa ona do dziś, a wirtuozi discopolowi i hiphopowcy z rymowanek uczynili źródło utrzymania. Rym discopolowy, który do dzisiaj mnie prześladuje, to dzieło Shazzy:
Bierz, co chcesz, wszystko weź
Co tylko mam
Bierz, co chcesz, nawet deszcz
I z włosów wiatr
Pani Shazza postawiła przed podmiotem lirycznym skomplikowane zadanie, a cała jej twórczość spotkała się z chłodnym przyjęciem przez Krzysztofa Skibę, który odpowiedział jej rymem:
Shazza! Shazza! Shazza! Shazza!
Ktoś mi ciebie kochać kazał
Shazza! Shazza! Shazza! Shazza!
Doprowadzasz mnie do cmentarza
Nie ma co wnikać w poziom artystyczny twórców disco polo, bo nie od dziś wiadomo, że są umysłowo upośledzeni. Niedawno zasłyszałem coś takiego:
Kocham twoich perfum woń
To, że nigdy mi nie powiesz won
Uważam, że ten rym to mocny argument za sezonowym odstrzałem twórców discopolowych. Do programu trzebieży kretynów, którzy powinni mieć sądowy zakaz rymowania, należałoby włączyć hiphopowców, którzy nawet nie potrafią policzyć sylab w poszczególnych wersach. Darzbór!
Naturalnie zdaję sobie sprawę, że nawet uznanym zespołom przydarzały się rymowanki, w których próżno doszukiwać się głębi. Przykład? „Love me do” The Beatles, wydany na singlu w 1962 roku:
Love, love me do
You know I love you
I'll always be true
So please
Love me do
Whoa, love me do
Someone to love
Somebody new
Someone to love
Someone like you
Prawda, że niewyszukane rymowanie? Można powiedzieć: rymowanie w kaftanie. O tym, że na dobrym rymie wszystko się trzymie, przekonujemy się, słuchając refrenu piosenki z serialu „Klan”:
Życie, życie jest nowelą
Której nigdy nie masz dosyć
Wczoraj biały, biały welon
Jutro białe, białe włosy
Jacek Cygan to świetny tekściarz, ale zdaje się, że zaliczył tutaj małą wpadkę, ponieważ nowela to krótki utwór literacki, a życie, zwłaszcza w ujęciu serialowym, to opowieść ciągnąca się przez tysiące odcinków, zatem stosowniejszy wydaje się taki refren:
Życie, życie jest jak serial
Który nigdy cię nie znuży
Chyba że jest bez pomysłu
I ma budżet bardzo duży
Zabawę słowami, które uchodziły w języku polskim za nierymowalne, rozpoczęli skamandryci, a wiele lat później kontynuował ją Zdzisław Gozdawa, który w kabarecie działającym przy Związku Polskich Autorów i Kompozytorów dawał swoim podopiecznym coraz trudniejsze zadania. Na przykład Marek Majewski (kompozytor, poeta i satyryk) musiał poradzić sobie z wyrazem „tapczan”. Ułożył taką fraszkę:
Raz miłośnik miasta Rabki
Kupił sobie nowy tapczan
I zapładniać jął tam babki
By napłodzić więcej rabczan
Po latach takich ćwiczeń przyszła pora na zrymowanie podobno nierymowalnego – tak przecież atrakcyjnego dla poetów – księżyca. Nazajutrz Majewski przyniósł Gozdawie piosenkę:
Żeglarze od Gdańska do Rzymu
Nim księżyc zajść w morze ma chęć
Wzdychają, że znaleźć nie można doń rymu
Się nie da opiewać go więc
A mnie mówił pierwszy oficer
Co znany na baby był pies
Że prócz morskich węży są jeszcze wężyce
Inaczej gatunek by sczezł
Refren:
Bo kiedy księżyc wyrusza na szlak
Dla morskich wężyc widoczny to znak
Że prężyć czas biodra i biust
By z morskich pian wyjść na plus
Ubocznym jest skutkiem tej sceny
A zwłaszcza gdy słychać ich śpiew
Że może niejeden je wziąć za syreny
Choć ciała budowie to wbrew
A pierwszy oficer uważa
(I życie potwierdza ten fakt)
Że gdy śpiew syreny dosięgnie żeglarza
To może z faceta być wrak
Najbardziej obrotne wężyce
Gdy kasy doleci je brzęk
Wychodzą z odmętów na nasze ulice
I biorą żeglarzy na wdzięk
A pierwszy oficer nadmienił
Co być zawsze wolał niż mieć
Że jeśli już musisz mieć węża w kieszeni
To zwracaj uwagę na płeć
Krzysztof Szubzda (satyryk, prawnik, dziennikarz, konferansjer) wielokrotnie udowodnił, że jest w stanie napisać wiersz na dowolny temat. Ostatnio na Facebooku publikuje cykl wierszy o instrumentach muzycznych. Oto wiersz-memento, wiersz-przestroga dla tych, którzy nieopatrznie chwycili lub chwycą za gitarę:
Gdy raz gitarę weźmiesz w dłonie
To już po kilku dźwiękach, ruchach
Wchodzisz na drogę, której koniec
Może być... Zresztą sam posłuchaj...
Wszystko zaczyna się przepięknie
G-durek, a-moll, rąsia biega
Lecz w duszy już się wolno lęgnie
Ta myśl: „O kurde, jestem mega”
Myśl będzie pączkowała z czasem
I samozachwyt lśnić na twarzy
Potem wymienisz sobie pasek
Odwiedzisz studio tatuaży
I wchodzisz w fazę: „Cześć, dupeczki!
To jest mój Gibson EC 10
Chcecie posłuchać solóweczki?
No dobra, widzę, że nie chcecie”
Ludzie cię będą omijali
Aż pojmiesz wreszcie, że piosenka
Którą chcesz zagrać, wszystkich wali
Wszyscy i tak chcą słuchać Zenka
Więc uznasz, że to nie twój poziom:
(Lokali, ludzi i muzyki)
I zahodujesz bródkę (kozią!)
Lub pójdziesz w miękkie narkotyki
Towarzyk z rana, piszesz słowa
Potem muzyczka, jakieś alko
Z czasem tak sobie się spodobasz
Że zechcesz nago wyjść na balkon
No bo właściwie tak zza firan
Wyglądasz trochę jak Ed Sheeran
A jakby patrzeć na styl bycia
To albo Hendrix lub Keith Richards
Z czasem przed lustrem zaczniesz stawać
I oklaskiwać się co rano
I autografy zaczniesz dawać
Z kartonu wycinanym fanom
Aż zagrasz koncert sam dla siebie
(Nadejdzie kiedyś taki ranek)
I krzykniesz w szoku: „O, ja jebie!
W tyle zostawiam już Santanę”
Pełen respektu i uznania
Padniesz przed sobą na kolana
Pamiętaj jednak, że w tym pędzie
Człowiek czasami się zatraca
I zapomina, że są wszędzie
Linie, zza których się nie wraca
Takie światełko przygraniczne
Niech się zapali nad twą głową
Gdy zechcesz życie erotyczne
Z gitarą wieść lub tylko z sobą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz