środa, 5 marca 2014

Kiedy brakuje skuteczności, następuje podenerwowanie (a nawet poddenerwowanie)

W takiej pozycji oglądałem ostatni kwadrans
ćwierćfinału mistrzostw Europy w 2004 roku
Polscy komentatorzy sportowi specjalizujący się w piłce nożnej są przewidywalni jak poseł Mariusz Błaszczak, który na dowolne pytanie odpowiada: „Rząd Donalda Tuska...”. Przypuszczam, że Błaszczak zapytany w górach o najbliższe schronisko albo na stacji benzynowej o to, czy płaci kartą czy gotówką, najpierw wygłasza obowiązkową formułkę o rządzie Tuska, a następnie w zależności od nastroju i dociekliwości pytającego przystępuje do odpowiedzi.

Sprawozdawcy sportowi podczas transmisji każdego meczu naszej reprezentacji (a już na pewno podczas meczu o punkty) koniecznie muszą użyć słowa „poddenerwowany”. Wiele lat temu zgodnie uznali, że forma „podenerwowany” z jednym „d” wyszła z mody. W takim meczu wcześniej czy później ktoś się zddenerwuje czy poddenerwuje. Na przykład polski bramkarz, który znalazł się w sytuacji sam na sam, ponieważ obrońcom nie wyszła pułapka ofsajdowa. Albo trener, bo przeciwnicy grają na czas (konkretnie: grają z nami w dziada, a nasi rozpaczliwie usiłują odebrać piłkę). Albo kibice, którzy w 52. minucie dodają naszym otuchy gromkim „Polska! Biało-czerwoni!”, w 72. minucie już bez wiary w sukces mobilizują zespół stanowczym: „Pol-ska grać! Kur-wa mać!”, a w 92. minucie, kiedy sędzia spogląda na zegarek, otwarcie wyrażają dezaprobatę: „Wy-pier-da-lać!” i po opuszczeniu stadionu przysięgają przed kamerami TVN24 i Polsat News, że już nigdy więcej na mecz biało-czerwonych nie pójdą.

Polscy komentatorzy sportowi
są przewidywalni jak Mariusz Błaszczak
Nasza reprezentacja nie za często może się pochwalić wygraną, za to przegrywa w niezłym (czasem porywającym) stylu. Po każdym przegranym meczu musi wybrzmieć sakramentalne „zabrakło skuteczności”, bo przecież wiadomo, że w piłce nożnej oprócz liczby strzelonych i straconych bramek liczą się również noty za styl, zupełnie jak w jeździe figurowej na lodzie. To dziwne, bo nie zauważyłem, by nasi napastnicy kiedykolwiek błysnęli bezbłędnie wykonanym rittbergerem czy salchowem, nie przypominam sobie, by bramkarz kręcił piruet, poprawiając go brawurowym potrójnym toe-loopem.
Owszem, tracimy punkty w eliminacjach, kompromitujemy się w meczach towarzyskich, ale z reguły słyszymy, że „jest progres”, „jest baza”, „są młodzi obiecujący zawodnicy”, a mecz przepieprzyliśmy, ponieważ... „zabrakło skuteczności”.
Uważam, że zabrakło przede wszystkim umiejętności, zaangażowania, determinacji, pomysłu, sprytu, ambicji, odwagi, a W EFEKCIE skuteczności. Zabawna jest ta piłkarska nomenklatura, która pozwala wytłumaczyć każde niepowodzenie. „Mieliśmy swoje szanse, ale przegraliśmy”, „Przeważaliśmy, ale kończy się jak zwykle” – to tytuły relacji z dzisiejszego meczu Polska – Szkocja. Komentatorzy często posługują się zwrotem: „Piłka szuka zawodnika w polu karnym”. Na nasze nieszczęście piłka znalazła w polu karnym Łukasza Szukałę, który w panice odegrał ją wprost pod nogi Scotta Browna, a ten z kolei wykazał się skutecznością i sprawił, że piłka tylko przez ułamek sekundy szukała siatki w bramce Wojciecha Szczęsnego. Szkoci strzelali na naszą bramkę zaledwie dwukrotnie, Polacy próbowali szczęścia aż dziesięć razy. Czego zabrakło naszej reprezentacji? To jasne: skuteczności.

Peter Bolesław Schmeichel. W 1992 roku kapitan
reprezentacji Danii poprowadził drużynę do mistrzostwa
Europy (drugie imię otrzymał na cześć pradziadka Polaka)
Skuteczności nie zabrakło reprezentacji Grecji podczas mistrzostw Europy w 2004 roku. Skazywana na porażkę drużyna prowadzona przez Niemca Otto Rehhagela w kluczowym meczu turnieju, w ćwierćfinale, wygrała z Francją 1:0. Dokonała tego w stylu mocno rozpaczliwym, ale przeszła do półfinału, następnie do finału, w którym triumfowała. Zapamiętam ten ćwierćfinał na długo, ponieważ postawiłem stówę na Greków i wygrałem 900 zł. Ostatni kwadrans meczu klęczałem przed telewizorem, modląc się do Zeusa, by Francuzi nie wyrównali. Stawiając kasę na Greków, uznałem, że jestem kozak z bogatą wyobraźnią i zdumiewającą intuicją, ale nazajutrz okazało się, że nie tylko ja. Kolega postawił 500 zł i odebrał 4500 zł. Nie klęczał przed telewizorem, za to stres intensywnie odreagował w knajpie.

Skuteczność i fantazję w jednym zaprezentowali duńscy piłkarze. W 1992 roku nie zakwalifikowali się do mistrzostw Europy, ale z powodu wojny na Bałkanach UEFA odmówiła reprezentacji Jugosławii udziału w turnieju i wolne miejsce przypadło Duńczykom, którzy wylegiwali się na plażach, grillowali w plenerze i wstawieni podrywali dziewczyny w modnych klubach i dyskotekach. Działacze duńskiej federacji w pośpiechu zmontowali ekipę piłkarzy (telefony komórkowe nie były w powszechnym użyciu, więc zadanie nie było proste), którzy zdobyli mistrzostwo Europy, w finale wygrywając z Niemcami 2:0.
Niemcom po prostu zabrakło skuteczności, a kiedy uprzytomnili sobie, że przegrali finał z outsiderami, którzy zamiast sumiennie trenować imprezowali na całego, byli z pewnością podenerwowani. Przepraszam, poddenerwowani.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz