Wnętrze nowego oddziału Getin Banku przypomina plan filmowy „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać” |
Nowy oddział Getin Banku
przy ulicy Mickiewicza przypomina plan filmowy produkcji „Wszystko,
co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać”
Woody'ego Allena, a konkretnie ostatnią część filmu „Co się
dzieje podczas ejakulacji”. W przestronnym, futurystycznym,
odmalowanym na biało pomieszczeniu nie ma aktorów przebranych za
plemniki, za to przemieszczają się w nim niczym gamety
pracownicy banku w śnieżnobiałych
koszulach i bluzkach. Zamiast monitorów z migającymi kontrolkami i
przyciskami odpowiadającymi za wszystkie czynności życiowe Sidneya
(w tym prokreację) na ścianach wiszą ekrany plazmowe zachwalające
lokaty i kredyty hipoteczne. Po reklamach pojawia się szybki quiz:
Szybowce są koloru białego, ponieważ: a) dzięki temu nie mylą
się z samolotami pasażerskimi b) biały kolor odbija światło,
przez co ogranicza nagrzewanie przez słońce c) są widoczne dla
ptaków. Zgadłem: chodzi o to, by nie nagrzewały się od promieni
słonecznych.
Przy biurku przywitała
mnie zażywna czterdziestka. No, może czterdziestkapiątka. Wstała,
zgodnie z zaleceniem przełożonych podała imię i nazwisko oraz
zapytała „W czym mogę pomóc?”. Od transformacji ustrojowej
minęło ćwierć wieku, a mnie nie przestaje wnerwiać kalka
językowa od „How can I help you?”. Jeśli już wszyscy chcą być
tacy grzeczni i akuratni, to niech zapytają „Czym mogę służyć?”.
Będzie poprawnie i z galanterią, z jaką zwracał się do klientów
subiekt Ignacy Rzecki. I po diabła się przedstawia?! Przecież
widzę jej nazwisko na plakietce. Najbardziej wnerwia mnie to
spoufalanie się: „Panie Danielu to, panie Danielu tamto...”.
Założę się, że ta nieudolna próba skrócenia dystansu to jedna
z debilnych wytycznych kierownictwa banku. Instrukcja wygląda
następująco: „Dzień dobry, nazywam się Ewelina Iksińska. W
czym mogę pomóc? Panie Danielu, chciałabym polecić panu świetny
produkt...”.
Kiedy każde zdanie
rozpoczynała od „Panie Danielu”, przypomniałem sobie felieton
profesora filozofii Bartłomieja Kozery, który opisał wizytę w
salonie samochodowym. Jakiś gówniarz zwracał się do niego bez
przerwy „Panie Bartłomieju”. Pierwszy raz się widzą,
sprzedawca samochodów mógłby być jego wnukiem, a ten do klienta
jak do swojego ogrodnika.
Ani Kozera, ani ja nie
okazaliśmy się na tyle asertywni, by zwrócić rozmówcy uwagę.
Kozera odreagował w felietonie w opolskim wydaniu „Wyborczej”, a
ja odreagowuję na blogu.
Zgadnijcie, co
zaproponowała mi Ewelina Iksińska (naturalnie oprócz
superatrakcyjnej lokaty i bajecznie korzystnego kredytu
hipotecznego). – Panie Danielu, chciałabym panu polecić najnowszą
usługę, która ułatwi obsługę klienta – usłyszałem.
Zaproponowała zostawienie odcisku palca wskazującego, co ułatwi
pracę banku. Jeśli się na to zdecyduję, następnym razem nie będę
musiał pokazywać dowodu osobistego, ponieważ system pozna mnie po
liniach papilarnych.
Rozejrzałem się uważnie i zapytałem, czy to żart. Iksińska zaprzeczyła.
Rozejrzałem się uważnie i zapytałem, czy to żart. Iksińska zaprzeczyła.
Gmail od lat usiłuje
wyłudzić ode mnie numer telefonu, Facebook podstępnie wyłudza
polubienia jakichś szemranych instytucji finansowych i zalotnie
spoglądających piersiastych niewiast. A Getin Bank proponuje mi
złożenie odcisków palców.
PS: Kilkanaście lat temu
pracowałem z prawdziwą blondynką, wzorcem blondyny z Sèvres.
Opowiadała, że kiedy pracowała w Burger Kingu, na pytanie „W
czym mogę pomóc?” usłyszała „W zrobieniu loda”.
Odpowiedziała, że w ofercie nie ma lodów, na co facet wybuchnął
śmiechem. I ona tego śmiechu do dzisiaj nie rozumie. Miała rację,
bo co w tym śmiesznego, że Burger King nie oferował deserów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz