poniedziałek, 9 czerwca 2014

Państwo na literę T (nad Oceanem Śródziemnomorskim)

Turcja leży nad Morzem Śródziemnym.
Niektórzy twierdzą, że nad Oceanem Śródziemnomorskim
Chyba wszyscy przeżywamy czasem takie okropne chwile, kiedy poziom żenady dobiegający z telewizora czy radia przekracza nasze zdolności percepcji. Wtedy pospiesznie przełączamy na inny kanał bądź wyłączamy radioodbiornik. Trudno takie zachowanie racjonalnie wytłumaczyć, wszak osobiście nie mamy z ową żenadą nic wspólnego: przecież nie kompromituje się nasza siostrzenica Magdalena ani wujek Joachim. Mimo wszystko skręcamy się w fotelu, zakrywamy oczy i uszy, wreszcie psychicznie nie wytrzymujemy i przełączamy na inny program.

Po obejrzeniu kolejnej żałosnej pyskówki polityków zastanawiamy się: to brawurowy pastisz, sztubackie wygłupy czy też to wszystko było na poważnie...? Przyznajcie, że nieraz nie byliście w stanie przełączyć na inny kanał. Wsłuchujecie się w ten język pełny karkołomnych konstrukcji gramatycznych, o składni swobodnej, ubogim słownictwie i nie znajdujecie w sobie siły, by przestać to oglądać. To jak hipnoza.

Kiedyś zahipnotyzowała mnie młoda dama, która prowadziła nocny program zgadywankowy. Każdy! Każdy z was choć raz oglądał taki program! Prowadząca, ponętna białogłowa, zachęcała telewidzów do odgadnięcia prostego rebusu. Myślę, że nawet telewidz z IQ 60 już po chwili wiedział, że rozwiązaniem zagadki jest Turcja, ale przecież nie o rozwiązanie w takich konkursach chodzi, tylko o to, żeby widzowie wydzwaniali i w oczekiwaniu na połączenie płacili 7 zł plus VAT za każdą minutę.
Powiedzieć, że to dziewczę było ograniczone umysłowo, to nic nie powiedzieć. Przez kwadrans jej buzia się nie zamykała, pomimo to nie zdołała ułożyć przynajmniej jednego zdania współrzędnie złożonego, zaprezentowała za to nad wyraz żenujący słowotok, a swoją zdumiewającą ignorancję nadrabiała zaangażowaniem. Kiedy już zamierzałem wyłączyć telewizor, niewiasta zakończyła swój strumień świadomości zdaniem: „Na pewno wiedzą państwo, o który kraj chodzi: ma sześć liter, zaczyna się na 'T' i leży nad Oceanem Śródziemnomorskim”. Uśmiechnęła się przy tym frywolnie i jeszcze raz podała numer telefonu, zachęcając do dzwonienia.

Nieraz się zastanawiam, co słychać u tej dziewczyny. Czy zrobiła karierę w telewizji? Czy nadal wypowiada zdania pozbawione składni? Czy neurony w mózgu przestawiły się w jakiś bardziej obiecujący układ? Niektóre pytania powinny pozostać bez odpowiedzi...

Wielu z nas wyrzuca sobie braki w wykształceniu. Sporządzamy listę lektur, po które koniecznie musimy sięgnąć, i przysięgamy sobie, że na pewno te książki przeczytamy. Zachowujemy się jak Adaś Miauczyński, który w filmie „Nic śmiesznego” spogląda na siebie samokrytycznie i gorzko podsumowuje swoje życie:

I jak ja stanę przed Bogiem? Czy bogami może? Co będę prezentował, gdy przestanę być? Jaki będę miał bilans? Jakie winien i ma? Humanista bez łaciny i greki, inteligent bez choćby angielskiego, rosyjski słabo i w razie czego Danke schön, z ledwie liźniętą rodzimą klasyką, która mnie zresztą żenuje i nudzi, z nieprzeczytaną Biblią, ledwie zaczętym Proustem, Joyce’em, bez obejrzanych teatrów i filmów, bez prawie wszystkiego zresztą, czego nie było w telewizji...

W Stanach Zjednoczonych ukazuje się 1480 dzienników.
Kandydatka republikanów na urząd wiceprezydenta nie potrafiła
wymienić ani jednego tytułu prasowego
Niepotrzebnie ulegamy podobnym nastrojom. Politycy nie przeżywają takich rozterek i wiodą szczęśliwe życie. Wielu z nich publicznie prezentuje wiedzę ogólną na poziomie gimnazjum specjalnego, doskonale wpisując się w galopujący infantylizm naszych czasów.

Przykłady? Kandydatka na urząd wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych przekonywała osłupiałych dziennikarzy, że rolę premiera Wielkiej Brytanii pełni królowa Elżbieta II. Nigdy nie słyszała o Systemie Rezerwy Federalnej. Zapytana podczas kampanii prezydenckiej o stosunki USA z Rosją odpowiedziała, że zna się na tym, bo – cytuję! – „Rosję prawie widać z Alaski”. Nie potrafiła wymienić żadnej gazety, którą czyta. Żadnej! Nie znała ani jednego tytułu prasowego ukazującego się w Stanach Zjednoczonych.

Wielu polskich polityków (od lewa do prawa) nie zaprząta sobie głowy takimi drobiazgami jak znajomość przełomowych wydarzeń w historii kraju. Jedni bez mrugnięcia okiem zapewniają, że powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku, a stan wojenny wprowadzono w 1989. Inni na pytanie, kiedy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, uśmiechają się uroczo i odpowiadają, że w latach 80.

I to jest – moi drodzy – właściwe podejście do życia. Uśmiech i pogoda ducha przede wszystkim! Ponuraki niech czytają książki i wkuwają daty, jeśli są tacy głupi. Ludzie sukcesu niechaj robią w telewizji i polityce karierę. Zamiast czytania książek niech miło spędzają czas nad Oceanem Śródziemnomorskim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz