Osiem
lat temu, około godziny ósmej wieczorem i chyba po ósmym piwie
ustaliłem z kolegami, że powinniśmy pojechać na mistrzostwa
świata w piłce nożnej, ponieważ miały się odbyć w Niemczech.
Tak blisko jeszcze nigdy nie było. Wybierzemy miasto jak najbliżej
granicy, wsiądziemy do pociągu i poczujemy atmosferę mundialu. Do
układu z Schengen Polska miała wejść dopiero pod koniec 2007
roku, zatem potrzebne były paszporty. Ważność mojego właśnie się kończyła,
więc udałem się do stosownego urzędu celem wyrobienia nowego.
Pozostało
zgłosić grupę czterech osób, wybrać miasto i określić, który
mecz nas interesuje, np.: pierwszy mecz grupy A w Monachium;
ćwierćfinał w Hamburgu; finał w Berlinie. Na wstępie
zrezygnowaliśmy z fazy pucharowej, ponieważ ceny biletów nie
korelowały z naszymi możliwościami finansowymi. W miarę
przystępne były ceny biletów na mecze grupowe. Losowanie odbywało
się w ciemno i nie było wiadomo, na jakie drużyny trafimy.
Wykoncypowaliśmy, że pojedziemy do Lipska (bo blisko) na ostatni
mecz w grupie D (bo w ostatnim meczu grupowym drużyny nie będą
kalkulowały i zagrają ofensywnie), który miał się odbyć 21
czerwca 2006 roku.
Puściliśmy
wodze fantazji i już widzieliśmy siebie na trybunach popijających
piwko i oglądających bądź to mecz Polska – Niemcy, a może
Anglia – Szwecja. Niewykluczone, że będziemy obserwować zmagania
Argentyny z Holandią albo Brazylii z Chorwacją. Napaliliśmy się
na te mistrzostwa jak szczerbaty na suchary i oczywiście
dopuszczaliśmy możliwość, że nie wylosujemy wejściówki na hit
i w ostateczności możemy trafić na mecz Francja – Szwajcaria lub
Australia – Japonia. Niestety, nie przypuszczaliśmy, że los tak
okrutnie zakpi z naszych mundialowych marzeń i zaserwuje nam
widowisko Iran – Angola. Aż dziw bierze, że te reprezentacje
zakwalifikowały się do turnieju! Przejrzeliśmy na spokojnie listę
uczestników mundialu i jednomyślnie orzekliśmy, że wśród 32
reprezentacji nie ma równie beznadziejnych, nic nieznaczących i
bezbarwnych drużyn, które zresztą solidarnie odpadły już w ósmym
dniu mistrzostw.
Na
szczęście nie wylosowaliśmy tej czteroosobowej wejściówki, a
mundial obejrzeliśmy w kraju. O ile Iran i Angola zachowywały
iluzoryczne szanse na awans ponad tydzień, to reprezentacja Polski
straciła je tak naprawdę w 80. minucie pierwszego meczu, kiedy
Ekwador strzelił nam drugą bramkę. Naturalnie drugi mecz, z
Niemcami, przegraliśmy. Naturalnie bramkę straciliśmy, jak to z
Niemcami, w 91. minucie. Przed ostatnim meczem (z Kostaryką) w
przedmeczowym studiu pojawili się spece od permutacji,
prawdopodobieństwa warunkowego i kombinatoryki,
którzy zapewniali widzów, że nie wszystko stracone. Co prawda
Bosacki strzelił dwie bramki, ale do szczęścia zabrakło wygranej
Ekwadoru z Niemcami 5:0 i wycofania się gospodarzy z mistrzostw.
Iran i Angola :D No fakt, wymarzony duet. Super są Te Twoje historie :)
OdpowiedzUsuńSpośród 64 meczów MŚ ten był zdecydowanie najnudniejszy. Dobrze, że nie dostaliśmy tych biletów :)
OdpowiedzUsuń