sobota, 17 maja 2014

Siostra Tracy, siostra Trixie

Stephanie (Tracy) i Frank (Tom). Po godzinach zamieniają się w detektywów
Oglądałem dziś film dokumentalny „Polacy w Rzymie i Watykanie”. Odcinek poświęcono zakonnicom, które opowiadały o swojej pracy: o tym, jak gotują pierogi dla Gwardii Szwajcarskiej, jak pielęgnują Ogrody Watykańskie, jak śmigają po Rzymie fiatami punto i załatwiają rozmaite sprawy. Snuły opowieści o Watykanie, o swojej wierze, o potrzebie modlitwy. Zakonnice były w różnym wieku: koło trzydziestki, ale też pod siedemdziesiątkę. Kiedy oglądam podobne dokumenty albo czytam reportaże o życiu zakonnym, próbuję wychwycić choć jedno normalne imię tej czy innej służebnicy Pańskiej. To niemożliwe. Zwróciliście uwagę, że wszystkie siostry zakonne nazywają się tak jakoś dziwnie? Zawsze jest jakaś siostra Macieja, siostra Irmina, siostra Eufemia czy inna Scholastyka. Całym tym zgromadzeniem zwykle zawiaduje matka przełożona Hieronima bądź Marcjanna. Spotkaliście kiedyś siostrę Dżesikę albo siostrę Amandę? Czy ktoś z was miał religię z siostrą Pamelą albo z siostrą Sandrą? Ja nie... Odkąd pamiętam, w habicie zawsze była Marcelina bądź Faustyna, nigdy Mariola albo Vanessa. Nigdy!


Trixie i jej bliźni Hank rozmawiają o życiu
Pod koniec lat 80. w Telewizji Polskiej można było zobaczyć amerykański serial „Detektyw w sutannie”, w którym misiowaty ksiądz Frank Dowling (Tom Bosley) wespół z młodziutką i zgrabną siostrą zakonną Stephanie Oskowski rozwiązywał kryminalne zagadki. No właśnie... Stephanie. Czyli Stefania. Nie mogła mieć na imię jakoś normalnie? Na przykład tak jak odtwórczyni tej roli, Tracy Nelson? Siostra Tracy brzmi znacznie lepiej. Albo Trixie. To imię wykorzystano w innym serialu, 20 lat później. Trixie w „Californication” również miłowała swych bliźnich, choć trzeba doprecyzować, że ukojenie, które oferowała, nie do końca miało charakter duchowy. I niekoniecznie bezinteresowny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz