piątek, 20 czerwca 2014

Mundialowy słownik frazeologizmów i zwrotów okołofutbolowych

Oscar Boniek García Ramírez – polski akcent brazylijskiego mundialu.
Ten 30-letni reprezentant Hondurasu (Ameryka Środkowa) drugie imię
otrzymał na cześć Zbigniewa Bońka
Portugalczycy wrócili z dalekiej podróży.
To tylko zażegnanie niebezpieczeństwa pod portugalską bramką, a nie relacja z zakończenia udanej wyprawy konkwistadorów w Azji Południowo-Wschodniej.

Dante przeczytał Hondę.
Zdanie pozornie absurdalne, sugerujące, że autor „Boskiej komedii” zapoznał się z prospektem emisyjnym korporacji motoryzacyjnej. W rzeczywistości brazylijski obrońca Dante Bonfim Costa (grający na co dzień w Bayernie Monachium) zapobiegł dośrodkowaniu Keisuke Hondy (skrzydłowego CSKA Moskwa).

Neapolitańczyk skasował Japończyków.
Mogłoby się wydawać, że to opis porachunków mafiosów kamorry i jakuzy. Jeśli usłyszycie takie zdanie, możecie być pewni, że Lorenzo Insigne przerwał akcję Japończyków i nikt przy tym nie zginął.

Neymar zagrał piłkę na krótki słupek.
Wysokość słupków jest identyczna i wynosi 2,44 m. Umowna zmienna długość słupków jest uzależniona od tego, z której strony ustawiony jest bramkarz i z której strony boiska biegnie napastnik. Bramkarz ustawia się przy tym słupku, który jest bliżej nadbiegającego piłkarza. Wtedy ten słupek nazywa się krótkim, a ten dalszy długim.

Steven Gerrard uderzył po długim rogu.
Nie ma tutaj mowy o aluzji, jakoby żona bramkarza miała problem z wiernością. Długi róg to ten z narożników bramki, który jest bardziej odległy dla zbliżającego się z piłką zawodnika.

Fernando Muslera umiejętnie skrócił kąt.
Nie chodzi o zajęcia wyrównawcze z geometrii w jednej z podstawówek w Montevideo, lecz o interwencję urugwajskiego bramkarza, który w sytuacji 'sam na sam' wychodzi do napastnika, zmuszając go do strzału bądź dryblingu.

Arjen Robben idealnie skleił piłkę.
Takie zdanie może sugerować, że oglądamy holenderską wersję programu telewizyjnego „Zrób to sam”, który przez 24 lata prowadził Adam Słodowy. 'Skleić piłkę' w piłkarskim żargonie to inaczej doskonale ją przyjąć, tak by nie odskakiwała.

Honduranie postawili autobus.
W żadnym wypadku nie jest to zaproszenie na autokarową wycieczkę po Ameryce Środkowej, tylko rozpaczliwa obrona z udziałem 11 zawodników w polu karnym.

Tim Cahill poszedł na przebitkę z Sergio Ramosem.
Prawdziwy Boniek, urodzony 58 lat temu w Bydgoszczy (Polska północna)
Australijczyk z Hiszpanem nie grają w tysiąca ani w brydża. Przebitka to ruszenie w kierunku piłki bez zamiaru strzału. Ma miejsce wtedy, gdy dwóch zawodników w tym samym momencie atakuje piłkę. W takich sytuacjach często zdarza się, że piłka po kopnięciu przez jednego z nich odbija się od drugiego bądź nawet kilkukrotnie od jednego i drugiego. Jest w tym oczywiście wiele przypadku. 'Pójście na przebitkę' oznacza więc, że zawodnik nie przestraszył się nadciągającego przeciwnika i do końca atakował piłkę, która po chwilowym zamieszaniu odbiła się z korzyścią dla jednego z zawodników.

Opole, Gliwice, Tczew, Rio de Janeiro, Racibórz, Mampong (Ghana), Santo André (Brazylia), Bosanska Gradiška (Bośnia i Hercegowina).
To nie jest gra w 'państwa-miasta'. W tych miejscowościach urodzili się i wychowali niektórzy reprezentanci Niemiec.

Zadaniem Perišicia jest czyszczenie przedpola.
Brzmi jak zakres obowiązków gastarbeitera z Bałkanów zatrudnionego u bauera w Dolnej Saksonii, ale to tylko główne zadanie defensywnego pomocnika reprezentacji Chorwacji.

Suárez i Hernández rozklepali Anglików.
Nie jest to podsumowanie bójki przed londyńskim pubem pomiędzy Latynosami i miejscowymi, tylko udana wymiana podań urugwajskich napastników, którzy za pomocą szybkich zagrań wewnętrzną częścią stopy (z tzw. klepy, pierwszej piłki, czyli bez przyjęcia) mijają kolejnych Anglików.

środa, 18 czerwca 2014

Algebra wyższa w służbie futbolu

Piłka nożna to nie tylko hat tricki, kornery i no-look passy. Piłka
nożna to również pierwiastki, kosinusy i permutacje
Podczas każdego mundialu z niecierpliwością czekam na zakończenie drugiej rundy rozgrywek grupowych, kiedy komentatorzy oraz specjaliści od prawdopodobieństwa warunkowego i kombinatoryki z zapałem przystępują do analizy szans na awans poszczególnych reprezentacji.

Z każdej grupy wychodzą dwie drużyny. Jak wiadomo, każdy gra z każdym, zatem wszystkie drużyny rozgrywają po trzy mecze. Za wygraną są 3 punkty, za remis 1 punkt, za przegraną obelgi od kibiców. Maksymalnie można zdobyć 9 punktów.

W potocznej świadomości kibica utrwaliło się przekonanie, że awans mogą zapewnić minimum trzy punkty (i to przy sprzyjającej kombinacji rezultatów w danej grupie). Dość często pozwala na to dorobek czteropunktowy, a pięć punktów to już sytuacja komfortowa. Co jak co, ale sześć punktów to murowany awans!

To oczywiście nieprawda. Sześć punktów może nie wystarczyć, z kolei dwa punkty mogą otworzyć drogę do fazy pucharowej. Teoretycznie. Ale mogą! Hipotetycznie... Ale mogą!!!

Wariant, w którym trzy zespoły gromadzą po 6 punktów:

Polska > Anglia
Niemcy < Czechy
Polska > Niemcy
Anglia > Czechy
Czechy > Polska
Niemcy < Anglia

Polska: 6 punktów (3,3,0)
Anglia: 6 punktów (0,3,3)
Niemcy: 0 punktów (0,0,0)
Czechy: 6 punktów (3,0,3)

Odpadają źli Niemcy i drużyna z niekorzystnym bilansem bramkowym (mimo że zdobyła aż 6 punktów).

Wariant, w którym trzy zespoły gromadzą po 2 punkty:

Polska = Anglia
Niemcy > Czechy
Polska < Niemcy
Anglia = Czechy
Czechy = Polska
Anglia < Niemcy

Polska: 2 punkty (1,0,1)
Anglia: 2 punkty (1,1,0)
Niemcy: 9 punktów (3,3,3)
Czechy: 2 punkty (0,1,1)

Tym razem paskudni Niemcy triumfują. Wraz z nimi do fazy play-off awansuje drużyna z najkorzystniejszym bilansem bramkowym (mimo że uciułała zaledwie 2 punkty).

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Państwo na literę T (nad Oceanem Śródziemnomorskim)

Turcja leży nad Morzem Śródziemnym.
Niektórzy twierdzą, że nad Oceanem Śródziemnomorskim
Chyba wszyscy przeżywamy czasem takie okropne chwile, kiedy poziom żenady dobiegający z telewizora czy radia przekracza nasze zdolności percepcji. Wtedy pospiesznie przełączamy na inny kanał bądź wyłączamy radioodbiornik. Trudno takie zachowanie racjonalnie wytłumaczyć, wszak osobiście nie mamy z ową żenadą nic wspólnego: przecież nie kompromituje się nasza siostrzenica Magdalena ani wujek Joachim. Mimo wszystko skręcamy się w fotelu, zakrywamy oczy i uszy, wreszcie psychicznie nie wytrzymujemy i przełączamy na inny program.

Po obejrzeniu kolejnej żałosnej pyskówki polityków zastanawiamy się: to brawurowy pastisz, sztubackie wygłupy czy też to wszystko było na poważnie...? Przyznajcie, że nieraz nie byliście w stanie przełączyć na inny kanał. Wsłuchujecie się w ten język pełny karkołomnych konstrukcji gramatycznych, o składni swobodnej, ubogim słownictwie i nie znajdujecie w sobie siły, by przestać to oglądać. To jak hipnoza.

Kiedyś zahipnotyzowała mnie młoda dama, która prowadziła nocny program zgadywankowy. Każdy! Każdy z was choć raz oglądał taki program! Prowadząca, ponętna białogłowa, zachęcała telewidzów do odgadnięcia prostego rebusu. Myślę, że nawet telewidz z IQ 60 już po chwili wiedział, że rozwiązaniem zagadki jest Turcja, ale przecież nie o rozwiązanie w takich konkursach chodzi, tylko o to, żeby widzowie wydzwaniali i w oczekiwaniu na połączenie płacili 7 zł plus VAT za każdą minutę.
Powiedzieć, że to dziewczę było ograniczone umysłowo, to nic nie powiedzieć. Przez kwadrans jej buzia się nie zamykała, pomimo to nie zdołała ułożyć przynajmniej jednego zdania współrzędnie złożonego, zaprezentowała za to nad wyraz żenujący słowotok, a swoją zdumiewającą ignorancję nadrabiała zaangażowaniem. Kiedy już zamierzałem wyłączyć telewizor, niewiasta zakończyła swój strumień świadomości zdaniem: „Na pewno wiedzą państwo, o który kraj chodzi: ma sześć liter, zaczyna się na 'T' i leży nad Oceanem Śródziemnomorskim”. Uśmiechnęła się przy tym frywolnie i jeszcze raz podała numer telefonu, zachęcając do dzwonienia.

Nieraz się zastanawiam, co słychać u tej dziewczyny. Czy zrobiła karierę w telewizji? Czy nadal wypowiada zdania pozbawione składni? Czy neurony w mózgu przestawiły się w jakiś bardziej obiecujący układ? Niektóre pytania powinny pozostać bez odpowiedzi...

Wielu z nas wyrzuca sobie braki w wykształceniu. Sporządzamy listę lektur, po które koniecznie musimy sięgnąć, i przysięgamy sobie, że na pewno te książki przeczytamy. Zachowujemy się jak Adaś Miauczyński, który w filmie „Nic śmiesznego” spogląda na siebie samokrytycznie i gorzko podsumowuje swoje życie:

I jak ja stanę przed Bogiem? Czy bogami może? Co będę prezentował, gdy przestanę być? Jaki będę miał bilans? Jakie winien i ma? Humanista bez łaciny i greki, inteligent bez choćby angielskiego, rosyjski słabo i w razie czego Danke schön, z ledwie liźniętą rodzimą klasyką, która mnie zresztą żenuje i nudzi, z nieprzeczytaną Biblią, ledwie zaczętym Proustem, Joyce’em, bez obejrzanych teatrów i filmów, bez prawie wszystkiego zresztą, czego nie było w telewizji...

W Stanach Zjednoczonych ukazuje się 1480 dzienników.
Kandydatka republikanów na urząd wiceprezydenta nie potrafiła
wymienić ani jednego tytułu prasowego
Niepotrzebnie ulegamy podobnym nastrojom. Politycy nie przeżywają takich rozterek i wiodą szczęśliwe życie. Wielu z nich publicznie prezentuje wiedzę ogólną na poziomie gimnazjum specjalnego, doskonale wpisując się w galopujący infantylizm naszych czasów.

Przykłady? Kandydatka na urząd wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych przekonywała osłupiałych dziennikarzy, że rolę premiera Wielkiej Brytanii pełni królowa Elżbieta II. Nigdy nie słyszała o Systemie Rezerwy Federalnej. Zapytana podczas kampanii prezydenckiej o stosunki USA z Rosją odpowiedziała, że zna się na tym, bo – cytuję! – „Rosję prawie widać z Alaski”. Nie potrafiła wymienić żadnej gazety, którą czyta. Żadnej! Nie znała ani jednego tytułu prasowego ukazującego się w Stanach Zjednoczonych.

Wielu polskich polityków (od lewa do prawa) nie zaprząta sobie głowy takimi drobiazgami jak znajomość przełomowych wydarzeń w historii kraju. Jedni bez mrugnięcia okiem zapewniają, że powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku, a stan wojenny wprowadzono w 1989. Inni na pytanie, kiedy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, uśmiechają się uroczo i odpowiadają, że w latach 80.

I to jest – moi drodzy – właściwe podejście do życia. Uśmiech i pogoda ducha przede wszystkim! Ponuraki niech czytają książki i wkuwają daty, jeśli są tacy głupi. Ludzie sukcesu niechaj robią w telewizji i polityce karierę. Zamiast czytania książek niech miło spędzają czas nad Oceanem Śródziemnomorskim!