poniedziałek, 27 stycznia 2014

Kubuś Puchatek, Kubuś! Wśród roju pszczół – jak to niedźwiadków ród! Kubuś włazi bez trudu...

Zima 2008/2009 na Śląsku była mroźna jak w filmie „Fargo”
Parę lat temu dostałem wezwanie na policję – z poleceniem, żebym koniecznie przyjechał swoim samochodem. Miałem się zameldować dopiero za tydzień, więc zadzwoniłem z prośbą o informację, czego mniej więcej sprawa dotyczy, bo nie przypominam sobie żadnego wykroczenia drogowego.

Dowie się pan na miejscu. Miłego dnia – usłyszałem.

Całymi dniami przypominałem sobie wszystkie grzechy lekkie i te cięższe, których ostatnio dopuściłem się jako uczestnik ruchu drogowego. Po co im mój samochód...?

W mroźny poranek przemierzyłem obskurny korytarz komendy przy pl. Wolności w Raciborzu (niezły adres jak na budynek okratowany od parteru po dach), w którym czas zatrzymał się w latach 70. Wszedłem do obszernego pokoju, przywitałem się z gronem funkcjonariuszy i funkcjonariuszek, ale na policjanta, który miał mnie indagować, musiałem poczekać kilka minut. Kiedy kątem oka oceniłem zgrabne nogi pań policjantek, uznałem, że w kurtce jest mi zbyt ciepło. Rozgościłem się, rozejrzałem po pokoju i na jakimś żelastwie (sejfie czy szafie) dostrzegłem zabawki, chyba z zestawów Happy Meal, z bajki o Kubusiu Puchatku. Niektóre się dublowały: były ze dwa Tygryski, Królik, Kłapouchy, dwa Prosiaczki, oczywiście Kubuś, Mama Kangurzyca, Sowa chyba też była. Mniejsza o szczegóły. Wszystkie postaci były jakoś tak śmiesznie poukładane. Podchodzę, przyglądam się: Króliczek robi dobrze Tygryskowi, Tygrysek Kłapouchemu, Sowa Kangurzycy, drugi Tygrysek Prosiaczkowi, Kangurzyca Kubusiowi... itd. Jednym słowem disneyowska orgietka z wszystkimi możliwymi pozycjami w 3D.

Niektóre przygody Kubusia Puchatka i jego
przyjaciół powinny być emitowane po godz. 23
Przyszedł pan przesłuchujący i oznajmił, że ktoś kogoś potrącił, uciekł z miejsca zdarzenia, a przechodnie zapamiętali tylko początkowe numery rejestracji. Policja wytypowała ileś tam samochodów, no i w tej sprawie mnie zawezwali. Przesłuchujący odpalił 386SX (to był chyba 2009 rok, teraz mają pewnie 486DX) i wklepywał moje zeznania. Kręciły się jakieś funkcjonariuszki, lekkie zamieszanie, telefony, rozmowy, poranna kawa, atmosfera jak z serialu „Nowojorscy gliniarze” (w pierwszych odcinkach z 1993 roku też pewnie mieli 386SX).

Krzyżowy ogień pytań, co robiłem dnia tego a tego, kiedy ostatnio byłem na ul. Rudzkiej i pouczenie o sankcjach za składanie fałszywych zeznań. Po 20 minutach „zapisz plik jako”, wydruk, obowiązkowa pieczątka, podpisałem się pod zeznaniami i idziemy na parking ustalić, czy na samochodzie nie ma śladów po potrąceniu albo na przykład nowego zderzaka czy maski.
Policyjny parking, mróz jak diabli, sceneria jak z filmu „Fargo”. Po oględzinach auta jeszcze jeden podpis i gliniarz lekko zażenowany, ale mimo wszystko z powagą mówi:

Mam jeszcze jedno pytanie, na które nie musi pan odpowiadać.
Słucham.
Koleżanka pyta, jakich pan używa perfum, bo chciała takie dla swojego męża.

Posmarkałem się na tym mrozie ze śmiechu i od razu przeprosiłem za reakcję, bo facet wciąż zachowuje powagę. Otworzył kalendarz A5 i przygotował się do zanotowania marki perfum. Notowanie przychodziło mu z trudem, bo ręce miał zgrabiałe z zimna, a ja sobie pomyślałem: „Ożeż kurwa... Nikt mi w to nie uwierzy... Nikt!”.


PS: Wszystko, co na tym blogu opisałem i opiszę, jest prawdą. Przedstawioną w sposób anegdotyczny, prześmiewczy, ale zaręczam, że wszystkie fakty się zgadzają.

2 komentarze:

  1. Mnie też ubawiły te zwierzaki odgrywające orgię. I gliniarz, który na mrozie stawiał literkę po literce jak uczeń zerówki :)

    OdpowiedzUsuń