niedziela, 29 listopada 2015

Nie ma czegoś takiego jak Czarnogóra

Czarnogóra – państwo nad Morzem Adriatyckim o powierzchni trzykrotnie
mniejszej od powierzchni Mokotowa. Niektórzy kibice polskiej reprezentacji
w piłce nożnej wyparli istnienie tego kraju ze świadomości
W psychologii funkcjonuje pojęcie wyparcia. To jeden z mechanizmów obronnych polegający na usunięciu ze świadomości myśli i wspomnień, które przywołują bolesne skojarzenia. Korzystamy z niego, kiedy nie radzimy sobie intelektualnie bądź emocjonalnie z jakimś zdarzeniem z przeszłości, które może nas skompromitować, zagrozić spójności osobowości czy też wywołać poczucie winy. Co prawda wyparte myśli istnieją nadal, jednakże nie są dostępne świadomości.

To swoiste wyparcie, zwane również represją, zastosowała Beata Szydło, decydując się na wystąpienie podczas konferencji po posiedzeniu rządu wyłącznie na tle polskich flag. Usunięcie flag unijnych jest zrozumiałe, jeśli przypomnimy, że skojarzenia z Unią Europejską wywołują u pani Beaty traumatyczne wspomnienia. Zapytana przed dwoma laty przez reportera, kiedy Polska przystąpiła do UE, udzieliła odpowiedzi na poziomie gimnazjum specjalnego, a mianowicie zaczęła coś bezradnie dukać o latach 80., ale nie wykluczała też, że wstąpiliśmy do UE na początku lat 90.

W poleceniu usunięcia unijnych flag nie należy dopatrywać się gestu kontestacji Unii Europejskiej czy też dezaprobaty polskiego rządu wobec polityki Brukseli. W ogóle nie należy podejrzewać premier Szydło o jakieś bardziej złożone konstrukcje intelektualne i wiedzę ogólną wykraczającą poza poziom szkoły średniej. Kiedy latem 2011 roku została ekspertem ekonomicznym, zażądała od rządu wyjaśnień, dlaczego rośnie inflacja i bezrobocie, a spada PKB. Otrzymała odpowiedź: inflacja i bezrobocie zamiast rosnąć spadają, a PKB zamiast spadać rośnie. Można odnieść wrażenie, że premierostwo Beaty Szydło to element akcji wyrównywania szans i przykład pomocy w karierze osobom mniej uzdolnionym.

Należy pamiętać, że wyparcie nie jest procesem jednorazowym i wymaga ciągłego nakładu energii, a wydobywanie wypartych wspomnień na powierzchnię świadomości to bolesne doświadczenie. Mechanizm zanegowania rzeczywistości zastosowali niektórzy kibice reprezentacji Polski w piłce nożnej. Parę lat temu polscy piłkarze dwukrotnie zremisowali z reprezentacją Czarnogóry (państewka o powierzchni trzykrotnie mniejszej od powierzchni Mokotowa) w eliminacjach do mundialu w Brazylii, zaprzepaszczając tym samym szansę na udział w mistrzostwach świata. Dla wielu kibiców był to ogromny szok. Wielu z nich nie dopuszczało do świadomości tej przytłaczającej myśli, w związku z czym zgodnie orzekli, że po prostu nie ma czegoś takiego jak Czarnogóra. Jest przecież Zielona Góra, Jelenia Góra, Jasna Góra, a co bardziej oczytani kibice zgadzają się z tym, że istnieje również „Czarodziejska góra”. Czarnogórę wyparli ze świadomości. Podobnie jak pani Beata Unię Europejską.

czwartek, 19 listopada 2015

Nierozstrzygnięty konkurs na sołtysa globalnej wioski

Angela Merkel, Barack Obama...
Ze względu na szybkość i sprawność komunikacji (transportowej i tej związanej z wymianą myśli) świat zyskał miano globalnej wioski. Jak wiadomo, każda wioska potrzebuje sołtysa.

Globalna wioska od lat upatrywała w tej roli prezydenta Stanów Zjednoczonych. Niestety, ostatni szefowie tej superwioski zawiedli pokładane w nich oczekiwania: jeden zabawiał się z pewną panienką cygarami, inny rozpętał kilka wojen, a ten aktualny, choć w 2009 roku dostał na zachętę Pokojową Nagrodę Nobla (mimo uczestnictwa USA w kilku konfliktach zbrojnych), nie zdołał uporać się z ogromnym długiem, który on i jego poprzednicy zaciągnęli u takiego sołtysa w Chinach.

W tej sytuacji oczy świata w nadziei na pozyskanie godnego sołtysa skierowano na Stary Kontynent, a konkretnie na Unię Europejską, która – tradycyjnie na zachętę – otrzymała w 2012 roku Pokojową Nagrodę Nobla. Kompetentnego sołtysa dostrzeżono w osobie kanclerz Angeli Merkel, która zawiaduje najzamożniejszą i najludniejszą wioską Unii Europejskiej. Wróżono jej sukces, wszak pani Angela trochę wygląda jak sołtys. Niestety, okazało się, że Niemcy – mimo że są największą wioską w UE i mają się całkiem dobrze – nie chcą i nie są w stanie zaopiekować się uboższymi europejskimi przysiółkami, nie mówiąc o całej globalnej wiosce, jaką jest świat.

...i papież Franciszek to kandydaci ubiegający
się o stanowisko sołtysa globalnej wioski
Stare wiejskie porzekadło głosi: jak trwoga, to do Boga. Mieszkańcy globalnej wioski podążyli tym tropem i zgodnie uznali, że ich sołtysem powinien zostać papież Franciszek, który w 2013 roku, już w dniu powołania na stanowisko szefa wioski watykańskiej, swą bezpretensjonalnością i otwartością zaskarbił sobie uznanie, zdobył zaufanie i powszechną sympatię nawet wśród niewierzących. Tym razem Komitet Noblowski powstrzymał się od przyznania pokojowego Nobla, za to globalni wieśniacy doszli do wniosku, że w sprawnym zarządzaniu zbawienny okaże się papieski dogmat o nieomylności. No niestety... Ostatnie publikacje Vatileaks potwierdziły to, o czym i tak wiedzieli wszyscy. Okazuje się, że igraszki Clintona w Gabinecie Oralnym (przepraszam: Owalnym), militarne zapędy Busha, rosnące zadłużenie USA, nad którym Obama nie jest w stanie zapanować, a także niemożność wprowadzenia na skalę światową niemieckiego ordnungu w finansach to małe miki w porównaniu z tym, co się wyprawia w Watykanie i pośród hierarchów na całym świecie. Walki koterii w Kurii Rzymskiej, skandale obyczajowe, przestępstwa na tle seksualnym, deale Watykanu z mafią – a wszystko to w wiosce liczącej zaledwie 44 hektary. Okazało się, że takie praktyki nie przystają do wyobrażeń mieszkańców globalnej wioski o tym, jak powinni być zarządzani, bo takiego burdelu w finansach i sferze obyczajowej nie ma nawet w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Niektórzy uważają, że nawet w Sodomie i Gomorze.

Otwarty konkurs na sołtysa globalnej wioski trwa.

czwartek, 12 listopada 2015

Beton nie służy swobodnej żegludze

WIOSNA 2004
Na pierwszym planie fragment Magdaleny Ogórek. W tle Leszek Miller
Madzia Ogórek wybrała się z chłopakiem na spacer wokół Zalewu Rybnickiego. Było pięknie: słońce ogrzewało tylko lewą stronę sceny politycznej, Leszek Miller postawił twarde warunki Unii Europejskiej, żaglówki zgrabnie przemykały nad leszczami, które plumkały w rytm „Międzynarodówki”, a zające na pobliskiej polanie kicały w rytm „Ody do radości”.

JESIEŃ 2014
PO i PiS przysłoniły słońce, poparcie dla SLD stopniało z 40 do 10 proc., leszczami okazali się Joński i Gawkowski, a zającami Napieralski i Arłukowicz, którzy niepostrzeżenie przekicali do Platformy Obywatelskiej.

Jest deszczowa, bezksiężycowa noc. W podziemiach siedziby przy ulicy Złotej trwa narada, kogo wystawić w wyborach prezydenckich. Księżyc wyłączony, ulewny deszcz zagłusza próbę podsłuchu. Satelity szpiegowskie zgłupiały. Burza mózgów przybrała mylący kryptonim „Piękny umysł”.

Zagaja Leszek Miller:
– Nasz kandydat powinien gustownie się ubierać i być abstynentem.
Gawkowski (z wyrzutem): – Pan przewodniczący na dzień dobry wykluczył Czarzastego. A miało być konstruktywnie.
Miller (autorytatywnie): – Idealny kandydat powinien być jak Kwaśniewski w 1995 roku! Ma dobrze się prezentować w telewizji i układać zdania wielokrotnie złożone – nieoczekiwanie dorzucił nowe kryteria.
Joński (nieśmiało): – Kwaśniewski był abstynentem tylko w podstawówce.
Olejniczak wklepuje wymienione cechy do specjalnego programu komputerowego i po chwili oznajmia:
– Kandydatów spełniających podane warunki mamy dwóch. A właściwie dwie: Joannę Senyszyn i Magdalenę Ogórek. Świetnie prezentują się w mediach, skupiają uwagę potencjalnych wyborców, nie nadużywają alkoholu, formułują zdania wielokrotnie złożone i gustownie się ubierają. Senyszyn nieco oryginalnie, ale nie czas na dyskusje o gustach.

W betonowym bunkrze przy Złotej decydujący głos ma Betonowy Leszek:
– Magda Ogórek! Z Madzią pożeglujemy po zwycięstwo!

WIOSNA 2015
Mimo że Madzia zebrała pół miliona podpisów poparcia, w wyborach dostała niecałe 354 tysiące głosów, czyli nie przekonała nawet tych, którzy dali jej szansę startu. Im częściej odzywała się podczas kampanii, tym szybciej topniało dla niej poparcie. Im krótsze przywdziewała spódnice i frywolnie trzepotała rzęsami, tym częściej telewidzowie upewniali się, jaki oglądają program.

Betonowy Leszek zachodzi w głowę, dlaczego Madzia poniosła klęskę:
– Przecież efektownie wygląda i zgłosiła odważny postulat, by napisać prawo od nowa... – zrezygnowany analizuje przyczyny porażki.
– Nie ona pierwsza. Kononowicz też znakomicie się prezentuje, ma więcej odsłon na YouTubie i również zaproponował legislacyjny reset: by nie było niczego – przytomnie zauważył Gawkowski.

JESIEŃ 2015
25 października, godz. 20:58. Sztab wyborczy Zjednoczonej Lewicy z napięciem wpatruje się w telewizor. Betonowy Leszek uspokaja resztę partyjnego betonu i niedouczonych lizusów:
– Będzie sukces, zobaczycie! Basia Nowacka nie chleje, dobrze się ubiera i wypowiada zdania wielokrotnie złożone. Wyborcy muszą to w końcu docenić!

Godz. 21:00, na ekranie pojawiają się słupki z wynikami. Zjednoczona Lewica nie przekracza progu wyborczego.
Miller (zafrasowany): Ja pierdolę... Może faktycznie beton nie służy swobodnej żegludze...?