Najpopularniejszy minicykl Kabaretu Olgi Lipińskiej „Chata rozśpiewana” kończył się wezwaniem „Idźta przez zboże! We wsi Moskal stoi!” |
Znacie
to uczucie, gdy podczas rozmowy ze znajomymi wyczekujecie, kiedy w
końcu rzucą to swoje ulubione powiedzonko? Zdaje się, że chyba
wszyscy nadużywamy jakiegoś słowa bądź zwrotu, bez którego
żadna pogawędka nie może się obejść. Moja pani od polskiego w
podstawówce co chwilę wtrącała słowo „naturalnie” („Dzisiaj
porozmawiamy o upodobnieniach postępowych i wstecznych oraz –
naturalnie – o udźwięcznieniach i ubezdźwięcznieniach”).
Często to „naturalnie” słyszałem, ale jakoś mi to nie
przeszkadzało, z czasem nawet je polubiłem. W tej samej podstawówce
pani od matematyki dla przeciwwagi zatraciła się w słowie „kuźwa”
(„Kuźwa, Bożyński, nie rozumiesz metody przeciwnych
współczynników? Przecież to jest proste, kuźwa!”). Profesor od
literatury powszechnej upodobał sobie „w try miga” („Do
literatury europejskiej muzy wprowadził Hezjod. W try miga wyjaśnię,
jak się nazywały i którymi dziedzinami sztuki oraz nauki się
opiekowały”).
Według
mojego rozeznania trzy najbardziej nadużywane wtrącenia to:
„właśnie”, „generalnie” i „wiesz”. W raciborskich
dzielnicach Brzezie, Płonia, Ocice, Markowice, Studzienna i Miedonia
funkcjonuje wariant „wiysz jako” („Brzeziki zaś przejebały
mecz. Spadnom do C klasy, wiysz jako?”).
Tomasz
Beksiński miał zwyczaj wtrącać „proszę ja ciebie” – może
nie w audycjach, ale w wywiadach już tak. Sympatyczne było to
„proszę ja ciebie”. Mniej sympatyczne, a w zasadzie
doprowadzające mnie do szewskiej pasji, jest „umówmy się”.
Kilka lat temu jakiś idiota zaordynował, że dobrze jest od czasu
do czasu wtrącić „umówmy się”, i zapanowała moda na to
kretyńskie i pozbawione sensu powiedzenie. Od tego czasu naród
polski nieustannie się umawia. Niekwestionowanym liderem w
wypowiadaniu „umówmy się” jest Tomasz Sianecki, który w każdym
„Szkle kontaktowym” musi użyć tego zwrotu, wtedy muszę
wyłączyć telewizor, żeby się więcej nie denerwować.
Stanisława Ryster prowadziła „Wielką grę” przez 31 lat |
Ulubionym
słowem Stanisławy Ryster, prowadzącej teleturniej „Wielka gra”,
było „Wyśmienicie!” (– Jak miały na imię siostry Fryderyka
Chopina? – pytała Stanisława Ryster. – Ludwika, Izabella i
Emilia – odpowiadał uczestnik teleturnieju. – Wyśmienicie! –
wołała pani Stanisława).
Po
nieudanym meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej trener
obowiązkowo wygłasza następujące zdanie: „Zrealizowaliśmy
założenia taktyczne i stworzyliśmy dogodne sytuacje do zdobycia
bramki, niestety zabrakło skuteczności”. Bez tego krótkiego
podsumowania mecz reprezentacji się nie liczy, a uwaga o
zrealizowanych założeniach taktycznych i braku skuteczności jest
warunkiem sine qua non każdego pomeczowego komentarza.
Wiadomo,
że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Kibice polskiej drużyny narodowej przyzwyczaili się do skandowania wciąż tych
samych słów zachęty, zwątpienia oraz dezaprobaty. Całą pierwszą
połowę meczu zjednoczeni w trudzie zagrzewają piłkarzy gromkim
„Pol-ska! Biało-czerwoni!” (zachęta). Gdzieś tak w 75. minucie
już
bez wiary w sukces mobilizują zespół stanowczym „Pol-ska grać!
Kur-wa mać!” (zwątpienie), a w 90. minucie rozlega się znajome
„Wy-pier-da-lać!
Wy-pier-da-lać!” (dezaprobata).
Ulubionym
zwrotem trenera Jacka Gmocha jest „Nie
mówię, że nie” („W eliminacjach do mistrzostw Europy Polacy
zagrają z Niemcami. Czy w październiku padnie wynik dwucyfrowy? Nie
mówię, że nie”).
Równie
przewidywalni są kibice Unii Racibórz, która w ostatnich latach
rozpaczliwie broni się przed spadkiem z IV ligi i utrzymanie
zapewnia sobie dopiero w ostatniej kolejce ligowej. Co roku w połowie
czerwca, po meczu ostatniej szansy, przy ulicy Srebrnej rozlega się
triumfalna pieśń „Nigdy nie spadnie! Hej Unia nigdy nie
spadnie!”. Na taki doping może dziś liczyć klub, w którym
karierę zaczynali Hubert Kostka i Franciszek Smuda.
Okazuje
się, że również maratończycy posługują się niemal
identycznymi frazami, zwłaszcza w stanie skrajnego wyczerpania. Po przebiegnięciu mniej więcej 37 kilometrów swoje przemyślenia
werbalizują w następujący sposób: „Ja pierdolę... Ostatni raz... O
kurwa, moje łydki... Nigdy więcej!”.
Wojciech Mann poranną audycję kończy zawsze tym samym zdaniem |
Jakub
Strzyczkowski „Za, a nawet przeciw” niezmiennie kończy słowami:
„Do usłyszenia jutro, obecność
obowiązkowa”, a Marcin Kydryński w niedzielnej audycji jazzowej
żegna się ze słuchaczami krótkim „Tymczasem!”. W Kabarecie
Olgi Lipińskiej najpopularniejszy minicykl o rodzinie Wściekliców
za każdym razem kończył się przejmującym wezwaniem „Idźta
przez zboże! We wsi Moskal stoi!”. Wbrew obiegowej opinii nie jest
to cytat z Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza, Gałczyńskiego
ani z Wyspiańskiego. Olga Lipińska wymyśliła to zawołanie sama i
dziś jest to już cytat z klasyki polskiego kabaretu.