Chrystus Król w roli kibica Falubazu |
Kibice żużlowi są
obdarzeni niezwykłą wyrozumiałością. I przepełnieni
niespotykaną wdzięcznością.
W 2003 roku, po dziesięciu
latach tułaczki w niższej klasie rozgrywkowej, rybniccy żużlowcy
awansowali do ekstraligi. 12-krotni mistrzowie Polski oraz kibice
bardzo się z tego powodu ucieszyli, ale po powrocie do czołowej
ósemki w kraju myślano raczej o bezpiecznym utrzymaniu się w
gronie najlepszych drużyn i słusznie poskramiano pojawiający się
tu i ówdzie apetyt na coś więcej.
Pierwszą przegraną
(30:59 z Wrocławiem) w regionalnej prasie skwitowano mniej więcej
tak: „Zapłaciliśmy frycowe, ale jesteśmy dobrej myśli”. Druga
porażka (42:48 z Zieloną Górą) przywołała jedno z tych
powiedzeń: „Pierwsze koty za płoty”, ale bierzemy się do
pracy. Dobra forma i skuteczność na pewno się pojawią. Kiedy
rybniczanie przepieprzyli trzeci mecz z rzędu (38:52 z Unią
Tarnów), po „pierwszych kotach” pojawiły się „pierwsze
śliwki robaczywki”, ale teraz to już na serio bierzemy się w
garść. Po czwartej wtopie (27:63 z Częstochową) mieszkańcy
Rybnika i okolic zastanawiali się, kto jest winien, bo przecież
ktoś za to wszystko odpowiada. Trener? Zarząd? Rada miasta? Święty
Antoni, patron miejscowej bazyliki? Gorole? Po piątym niepowodzeniu
(38:52 z Unią Leszno) wszyscy dodawali sobie otuchy tym słynnym bon
motem: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Kiedy zebrali łomot
po raz szósty (31:59 z Bydgoszczą), można było usłyszeć wersję
zmodyfikowaną: „Co nas nie zabije, to nas sponiewiera”. Po
siódmej klęsce (20:70 z Toruniem) skończyły się te zgrabne
powiedzonka mające usprawiedliwić niemoc zawodników, silników
oraz wątłość myśli szkoleniowej, a legendarny czwarty sektor już
nie miał wątpliwości: to wina pozostałych sektorów, w których
pikniki, zamiast skupić się na dopingu, dłubały tony słonecznika,
robiły meksykańską falę i starannie wypełniały program zawodów.
Wygrana przyszła za ósmym podejściem (47:43 w rundzie rewanżowej
z Toruniem). Radość była nieopisana.
Fani speedwaya potrafią
okazać wdzięczność. W 2011 roku kibice z Zielonej Góry uznali za
stosowne złożyć wotum dziękczynne za pomyślny sezon, w którym
zdobyli tytuł mistrzowski. Dar wotywny był dość osobliwy: na
figurze Chrystusa Króla w Świebodzinie kibice Falubazu zawiesili
ogromny szalik w barwach zielonogórskiego klubu.