sobota, 2 maja 2015

Fajnie poczytać fajne teksty fajnych dziennikarzy

43 lata temu Ryszard Kapuściński przewidział,
że przekaz medialny zostanie zdominowany
przez niby-dziennikarstwo
W 1972 roku, czyli niespełna dekadę przed powstaniem pierwszej całodobowej telewizji informacyjnej i kilkadziesiąt lat przed pojawieniem się portali informacyjnych, Ryszard Kapuściński zanotował w „Lapidariach”:

Wiadomość o gazecie elektronicznej, która błyskawicznie przeniesie informację do każdego domu. Tak, ale problem polega na tym, że procesowi przyspieszenia informacji towarzyszy zjawisko jej spłycenia. Coraz więcej informacji, ale coraz płytszych.
Flash – jest to jednozdaniowa informacja, która poprzedza szczegółowy opis zdarzenia. Ale jeżeli całą informację sprowadzi się do flashów – co zostanie? Potok wiadomości, który będzie tylko ogłuszał, stępiał wrażliwość, usypiał uwagę.

Współczesne media pracują pełną parą, żeby przypodobać się odbiorcom o najniższych potrzebach intelektualnych, a redaktorzy pilnują, żeby w tekstach nie pojawiały się trudne słowa i zbyt skomplikowane wywody. Przeciętny odbiorca, przeglądając pobieżnie portale informacyjne, ulega iluzji, że wie wystarczająco dużo o wszystkim. Więcej: nabiera przekonania, że w ten sposób się edukuje. Media, aby być oglądane, słuchane czy przeglądane, bo o czytaniu ze zrozumieniem tekstów dłuższych niż trzy strony to już w ogóle mowy nie ma, muszą spełniać jeden warunek: powinny wprawiać odbiorców w dobre samopoczucie.

Parę lat temu natknąłem się na felieton, w którym jakiś dziennikarzyna parokrotnie użył wyrazu „fajnie”. Ubogie słownictwo autora wzbudziło zażenowanie, ale po chwili nasunęła się refleksja: przecież ten przysłówek jest istotą współczesnego przekazu medialnego! Jeśli nie można przedstawić rzeczywistości inteligentnie, sensownie i rzeczowo, to niech przynajmniej będzie fajnie. Fajni dziennikarze powinni produkować jak najwięcej fajnych tekstów dla fajnych czytelników. Niech tym mało wyszukanym słownictwem dowartościowują swoich odbiorców, a obraz świata, który ukazują, niech będzie skrajnie uproszczony, pozbawiony zawiłości i skomplikowanych współzależności. Im więcej tekstów bez znaczenia, tym lepiej.

Internet oferuje dziś w każdej chwili informację na każdy temat, ale nie nadmiar tzw. contentu jest problemem, tylko jego jakość. W głównej mierze mamy tak naprawdę do czynienia z polityczno-plotkarskim spamem, a nie z rzetelnym dziennikarstwem, które nie powinno ograniczać się do informacji o tym, co się wydarzyło, ale również wyjaśniać, dlaczego się wydarzyło, jak się wydarzyło i co zmieni.

Dlaczego poziom wszelkiego przekazu tak bardzo się obniżył? Ponieważ liczącym się finansowo adresatem programów telewizyjnych i hulających w internecie „informacji” stał się człowiek bez gruntownego wykształcenia, a twórcom tej infotainmentowej brei zwyczajnie nie opłaca się inwestować w produkt bardziej wyrafinowany.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Przecież dla człowieka średnio rozgarniętego to żadne odkrycie. To prawda, ale zauważcie, że my tę rzeczywistość możemy sobie bez trudu zanalizować, przyglądając się jej od dobrych kilkunastu lat, a Mistrz Kapuściński wiedział to wszystko, zanim telewizja zdążyła skretynieć, a komputer nie był w powszechnym użyciu.

Tak, proszę Państwa, 43 lata temu Ryszard Kapuściński lapidarnie (jak to w "Lapidariach") opisał cały ten portalowo-infotainmentowy syf, który jest naszym udziałem. To niby-dziennikarstwo, cały ten szajs powielanych i bezmyślnie kompilowanych wieści marnej treści, zwykły polityczno-rozrywkowy spam. Wiadomo, że Kapuściński miał wrodzoną zdolność do gruntownej analizy i profetyczną predylekcję, ale żeby tak w punkt?! Proces spłycania informacji opisał precyzyjnie na początku lat 70.

Mam prośbę: jeśli jeszcze nie czytaliście „Lapidariów”, koniecznie naprawcie ten błąd.