43 lata temu Ryszard Kapuściński przewidział, że przekaz medialny zostanie zdominowany przez niby-dziennikarstwo |
W 1972 roku, czyli
niespełna dekadę przed powstaniem pierwszej całodobowej telewizji
informacyjnej i kilkadziesiąt lat przed pojawieniem się portali
informacyjnych, Ryszard Kapuściński zanotował w „Lapidariach”:
Wiadomość o gazecie
elektronicznej, która błyskawicznie przeniesie informację do
każdego domu. Tak, ale problem polega na tym, że procesowi
przyspieszenia informacji towarzyszy zjawisko jej spłycenia. Coraz
więcej informacji, ale coraz płytszych.
Flash – jest to
jednozdaniowa informacja, która poprzedza szczegółowy opis
zdarzenia. Ale jeżeli całą informację sprowadzi się do flashów
– co zostanie? Potok wiadomości, który będzie tylko ogłuszał,
stępiał wrażliwość, usypiał uwagę.
Współczesne media
pracują pełną parą, żeby przypodobać się odbiorcom o
najniższych potrzebach intelektualnych, a redaktorzy pilnują, żeby
w tekstach nie pojawiały się trudne słowa i zbyt skomplikowane
wywody. Przeciętny odbiorca, przeglądając pobieżnie portale
informacyjne, ulega iluzji, że wie wystarczająco dużo o wszystkim.
Więcej: nabiera przekonania, że w ten sposób się edukuje. Media,
aby być oglądane, słuchane czy przeglądane, bo o czytaniu ze
zrozumieniem tekstów dłuższych niż trzy strony to już w ogóle
mowy nie ma, muszą spełniać jeden warunek: powinny wprawiać
odbiorców w dobre samopoczucie.
Parę lat temu natknąłem
się na felieton, w którym jakiś dziennikarzyna parokrotnie użył
wyrazu „fajnie”. Ubogie słownictwo autora wzbudziło
zażenowanie, ale po chwili nasunęła się refleksja: przecież ten
przysłówek jest istotą współczesnego przekazu medialnego! Jeśli
nie można przedstawić rzeczywistości inteligentnie, sensownie i
rzeczowo, to niech przynajmniej będzie fajnie. Fajni dziennikarze
powinni produkować jak najwięcej fajnych tekstów dla fajnych
czytelników. Niech tym mało wyszukanym słownictwem dowartościowują
swoich odbiorców, a obraz świata, który ukazują, niech będzie
skrajnie uproszczony, pozbawiony zawiłości i skomplikowanych
współzależności. Im więcej tekstów bez znaczenia, tym
lepiej.
Internet oferuje dziś w
każdej chwili informację na każdy temat, ale nie nadmiar tzw.
contentu jest problemem, tylko jego jakość. W głównej mierze mamy
tak naprawdę do czynienia z polityczno-plotkarskim spamem, a nie z
rzetelnym dziennikarstwem, które nie powinno ograniczać się do
informacji o tym, co się wydarzyło, ale również wyjaśniać,
dlaczego się wydarzyło, jak się wydarzyło i co zmieni.
Dlaczego poziom wszelkiego
przekazu tak bardzo się obniżył? Ponieważ liczącym się
finansowo adresatem programów telewizyjnych i hulających w
internecie „informacji” stał się człowiek bez gruntownego
wykształcenia, a twórcom tej infotainmentowej brei zwyczajnie
nie opłaca się inwestować w produkt bardziej wyrafinowany.
Dlaczego o tym wszystkim
piszę? Przecież dla człowieka średnio rozgarniętego to żadne
odkrycie. To prawda, ale zauważcie, że my tę rzeczywistość
możemy sobie bez trudu zanalizować, przyglądając się jej od
dobrych kilkunastu lat, a Mistrz Kapuściński wiedział to wszystko,
zanim telewizja zdążyła skretynieć, a komputer nie
był w powszechnym użyciu.
Tak, proszę Państwa, 43
lata temu Ryszard Kapuściński lapidarnie (jak to w "Lapidariach")
opisał cały ten portalowo-infotainmentowy syf, który jest naszym
udziałem. To niby-dziennikarstwo, cały ten szajs powielanych i
bezmyślnie kompilowanych wieści marnej treści, zwykły
polityczno-rozrywkowy spam. Wiadomo, że Kapuściński
miał wrodzoną zdolność do gruntownej analizy i profetyczną
predylekcję, ale żeby tak w punkt?! Proces spłycania informacji
opisał precyzyjnie na początku lat 70.
Mam prośbę: jeśli jeszcze nie czytaliście „Lapidariów”, koniecznie naprawcie ten błąd.