Irène Jacob, odtwórczyni głównej roli w filmie „Trzy kolory. Czerwony” |
W jednym z ostatnich
wywiadów Wojciech Kilar przywołał scenę z pierwszej części
„Ojca chrzestnego” Coppoli, w której Michael Corleone wędruje
przez opustoszałe sycylijskie miasteczka i wioski, po drodze mija
stada kóz i owiec, trafia na ścieżkę, którą podąża grupa
kobiet z dziećmi. Jedna z nich, niosąca kosz z kwiatami,
natychmiast przyciąga jego uwagę. Jak zahipnotyzowany wpatruje się
w nią i nie może wydusić z siebie słowa, a jego towarzysz
komentuje tę sytuację: „Chyba trafił pana piorun”.
W latach 50. na schodach katowickiej szkoły muzycznej Kilara również trafił piorun. Zobaczył wtedy początkującą pianistkę Barbarę Pomianowską, która została jego żoną. Przyjaciele rodziny zgodnie twierdzili, że było to małżeństwo doskonałe. A przecież wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej: mógł tamtędy przechodzić parę minut wcześniej lub później i żaden piorun by go nie trafił. Mógł upuścić teczkę z nutami albo wiązać but. Mógł w ogóle nie zajmować się muzyką, bo jeszcze parę lat wcześniej pasjonował się kinem i teatrem, a pięciolinia go nudziła. Po opuszczeniu Lwowa wcale nie musiał trafić na Śląsk, tylko zostać z matką w Rzeszowie albo Krakowie i nigdy nie spotkać Barbary.
Na pewno nieraz
rozważaliście, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście zostali
przydzieleni do innej klasy, wybrali inny profil w liceum, inną
uczelnię, dostali się na ten, a nie inny kierunek, nie
przeprowadzali się do innego miasta, złożyli CV w innej firmie,
otrzymali w niej pracę i w efekcie zawarli znajomości, przyjaźnie
i związek małżeński z kimś zupełnie innym.
Czasem zastanawiam się,
jak potoczyłby się dla nas mundial w 1978 roku, gdyby w meczu z
Argentyną karnego strzelał Boniek zamiast Deyny.
Czy bolszewicka rewolucja
faktycznie rozpleniłaby się na całą Europę, gdybyśmy przegrali
Bitwę Warszawską?
Jeśliby młodziutka
stewardesa 9 maja 1987 roku nie spóźniła się do pracy, zapewne
zginęłaby w katastrofie lotniczej w Lesie Kabackim. Zadziwiający
splot okoliczności sprawił, że nie dotarła na lotnisko na czas.
Zadecydował o tym przypadek? Los? Przeznaczenie?
Jest niemal pewne, że
gdyby w 2000 roku Jeb Bush nie ingerował w sposób przeliczania
spornych głosów na Florydzie, Al Gore zostałby prezydentem i
najpewniej nie doszłoby do inwazji na Irak, w której zginęło 21
polskich żołnierzy. Czy taki ciąg przyczynowo-skutkowy jest
uprawniony?