piątek, 20 lutego 2015

Księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie

Irène Jacob, odtwórczyni głównej roli w filmie „Trzy kolory. Czerwony”
W jednym z ostatnich wywiadów Wojciech Kilar przywołał scenę z pierwszej części „Ojca chrzestnego” Coppoli, w której Michael Corleone wędruje przez opustoszałe sycylijskie miasteczka i wioski, po drodze mija stada kóz i owiec, trafia na ścieżkę, którą podąża grupa kobiet z dziećmi. Jedna z nich, niosąca kosz z kwiatami, natychmiast przyciąga jego uwagę. Jak zahipnotyzowany wpatruje się w nią i nie może wydusić z siebie słowa, a jego towarzysz komentuje tę sytuację: „Chyba trafił pana piorun”.

W latach 50. na schodach katowickiej szkoły muzycznej Kilara również trafił piorun. Zobaczył wtedy początkującą pianistkę Barbarę Pomianowską, która została jego żoną. Przyjaciele rodziny zgodnie twierdzili, że było to małżeństwo doskonałe. A przecież wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej: mógł tamtędy przechodzić parę minut wcześniej lub później i żaden piorun by go nie trafił. Mógł upuścić teczkę z nutami albo wiązać but. Mógł w ogóle nie zajmować się muzyką, bo jeszcze parę lat wcześniej pasjonował się kinem i teatrem, a pięciolinia go nudziła. Po opuszczeniu Lwowa wcale nie musiał trafić na Śląsk, tylko zostać z matką w Rzeszowie albo Krakowie i nigdy nie spotkać Barbary.

Na pewno nieraz rozważaliście, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście zostali przydzieleni do innej klasy, wybrali inny profil w liceum, inną uczelnię, dostali się na ten, a nie inny kierunek, nie przeprowadzali się do innego miasta, złożyli CV w innej firmie, otrzymali w niej pracę i w efekcie zawarli znajomości, przyjaźnie i związek małżeński z kimś zupełnie innym.

Czasem zastanawiam się, jak potoczyłby się dla nas mundial w 1978 roku, gdyby w meczu z Argentyną karnego strzelał Boniek zamiast Deyny.

Czy bolszewicka rewolucja faktycznie rozpleniłaby się na całą Europę, gdybyśmy przegrali Bitwę Warszawską?

Jeśliby młodziutka stewardesa 9 maja 1987 roku nie spóźniła się do pracy, zapewne zginęłaby w katastrofie lotniczej w Lesie Kabackim. Zadziwiający splot okoliczności sprawił, że nie dotarła na lotnisko na czas. Zadecydował o tym przypadek? Los? Przeznaczenie?

Jest niemal pewne, że gdyby w 2000 roku Jeb Bush nie ingerował w sposób przeliczania spornych głosów na Florydzie, Al Gore zostałby prezydentem i najpewniej nie doszłoby do inwazji na Irak, w której zginęło 21 polskich żołnierzy. Czy taki ciąg przyczynowo-skutkowy jest uprawniony?

Z rolą przypadku w życiu zmierzyli się cybernetycy, logicy, matematycy, filozofowie, poeci i reżyserzy. Uczynił to Kieślowski w filmie „Przypadek” i Szymborska w wierszu „Miłość od pierwszego wejrzenia”. I właśnie ten wiersz w interpretacji Zbigniewa Zamachowskiego, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej filmu „Trzy kolory. Czerwony” Kieślowskiego, polecam, gdybyście zechcieli zgłębić istotę przypadku. Ten zaledwie czteroipółminutowy utwór skłoni was do refleksji i pozwoli zaoszczędzić czas, który zmarnowalibyście na zapoznawanie się z teorią systemów, przemyśleniami mądrali Demokryta i Epikura, zasadą przyczynowości czy teorią synchroniczności Junga.